Sport
Zimowe Igrzyska Olimpijskie 2022: Polski saneczkarz pokonuje makabryczną kontuzję, by wziąć udział w zawodach
YANQING DISTRICT, PEKIN — Najbardziej podziwiany saneczkarz na tych Zimowych Igrzyskach Olimpijskich ukończył sobotni wieczór pierwszy i drugi singiel na 27. miejscu, skutecznie gwarantując, że jego czas w Narodowym Centrum Ślizgowym zakończy się w niedzielę bez medalu. Ale szybkie wyniki nie są powodem, dla którego przeciwnicy pochylają się do tyłu nad saniami, by wyśpiewać mu pochwałę.
To prosty fakt, że Mateusz Sochowicz z Polski jest wśród nich, w ogóle rywalizując.
„Spójrz na historię”, mówi Rupert Staudinger z Wielkiej Brytanii. „To jest szalone.”
„To niesamowite” – mówi Chris Mazdzer z Team USA. „To jest złe.”
„Każdy darzy go ogromnym szacunkiem” – mówi Tucker West, również z USA. „Wrócenie na tor, który prawie wyrzucił go na resztę życia, jest bardzo imponujące”.
Trzy miesiące temu, w listopadzie 2021 r., Sochowicz ledwo wystartował z uchwytów startowych na testowy bieg na ewentualnym obiekcie olimpijskim, kiedy zobaczył przed sobą przerażający widok: metalową barierę, która powinna była być otwarta, ale zamiast tego była zamknięta. Myśląc szybko i odwołując się do swojego dzieciństwa jako narciarz zjazdowy, 25-latek puścił sanki, przykucnął i spróbował przeskoczyć przez bramę. Zamiast tego uderzył w nią, łamiąc lewą rzepkę i doznając tak głębokich ran na prawej nodze, że odsłonił się 20-metrowy odcinek kości.
Początkowo Sochowicz był jak można było przewidzieć. Oszukał kierownictwo kursu za jego „wielką niekompetencję”, nie tylko za zapomnienie o otwarciu bariery, ale także opiekę medyczną, którą otrzymał. „Ktoś podszedł do mnie i próbował dotknąć mojej kości rękawiczką” – powiedział wtedy. „Tam działy się sceny w stylu Dantego”. (MKOl wszczął śledztwo; organizatorzy z Pekinu obwinili za to „ludzki błąd”.) Później, na Instagramie w języku polskim, opowiedział, jak zaatakował jednego z pierwszych ratowników, oświadczając, że ani nie lubi Chińczyków, ani im nie ufa.
Natychmiast nastąpiła operacja w szpitalu Uniwersytetu Pekińskiego; tydzień później Sochowicz poleciał z powrotem do Polski, aby kontynuować rehabilitację, wyznaczając sobie ambitny cel: powrót na czas na olimpiadę – i powrót do Yanqing, by pokonać swoje demony. Rozpoczął również współpracę z polskim psychologiem zespołowym, który pomógł mu uświadomić sobie, że to, co się stało, to wypadek i doprowadził do uwolnienia się od winy, którą poniósł. – Kiedy uderzyłem w barierę, to były dla mnie ciężkie czasy – mówi teraz Sochowicz. „Ale zmieniłem swój umysł w pozytyw [and focused] po powrocie”.
Droga nie była łatwa. Na początku sen okazał się prawie niemożliwy, ponieważ nawet miękki koc dotykający jego nogi sprawiał, że wił się z bólu, a proste zadanie, takie jak wsiadanie do samochodu, nagle zajęło mu 10 minut. – Musiałem zacząć od nowa uczyć się chodzić – mówi Sochowicz. „Brzmi jak rzeczy niemożliwe”. Ale człowiek znany w całym kraju pod pseudonimem Mewa, czyli Mewa, zaatakował te przeszkody z całą wytrwałością zawodnika, który zajął 27. miejsce na mroźnych Igrzyskach 2018 w PyeongChang bez maski na twarzy. (Spadł z kasku, kiedy zdjął kurtkę tuż przed wyścigiem.) „Chcę[ed] wrócić i pokazać, że nie ma rzeczy niemożliwych” – mówi.
Wypłata nastąpiła na początku tego roku w St. Moritz w Szwajcarii, gdzie Sochowicz wrócił na tor na swój jedyny w tym sezonie wyścig Pucharu Świata i na mecie czekało na niego bohaterskie powitanie. „Sportowcy tam byli i dali mu aplauz na stojąco, gdy przeszedł” – mówi West. „Jego hart ducha jest niezwykle silny”.
W tym czasie Sochowicz otrzymał też wiadomość, że został wybrany do reprezentowania swojego kraju w Pekinie. – To był horror – mówi Sochowicz, śmiejąc się podsumowując swoją podróż. – Tak, dużo ciężkiej pracy.
Tutaj Mewa wylicza częściową listę tych, bez których jego powrót nie byłby możliwy: „Moi lekarze, moja dziewczyna, mój trener, mój fizjoterapeuta”, mówi. „Mógłbym mówić i mówić i mówić, a lista nigdy by się nie skończyła”. Inni to ten sam pilot linii lotniczych, który obaj skierowali Sochowicza z powrotem do Polski po wypadku, a później do Pekinu na mecz – Sochowicz podpisał dla niego flagę – oraz personel szpitala na Uniwersytecie Pekińskim, do którego Sochowicz niedawno wrócił, aby podziękować. „To było całkiem zabawne”, mówi. „Lekarz powiedział, że kiedy naprawiał mnie na stole, myślał, że nie dotrę na olimpiadę. Był taki szczęśliwy z mojego powodu”.
Tutaj doktor nie jest sam. „Jestem pod takim wrażeniem, że on tu jest” – mówi amerykanka, letnia brydżka letnia Britcher. „To straszne, co może się przytrafić komukolwiek, ale on jest bardzo lubianą osobą na całym świecie, więc pomyślałem:„ Nie, nie on! ”. , saneczkarstwo nie jest sposobem na wzbogacenie się” – mówi. „Robisz to, bo to kochasz, a to naprawdę mówi światu, że to robi. Jego pasja i ogień są niesamowite”. A West: „Rozwala to. To nawet imponujące, że wciąż może chodzić”.
Sochowicz przyznaje, że po powrocie do górzystego Narodowego Centrum Ślizgowego, zwanego też „Śnieżnym Smokiem”, pojawiły się pewne obawy. Ale te zblakły, gdy ciągnął sanie na start i przygotowywał się do czekającego go zadania. „Jeśli zaczniesz myśleć o czymś innym, prawdopodobnie w tym momencie zakończysz bieg” – mówi. Mimo to ma chorobliwe zainteresowanie swoim wypadkiem, ponieważ wciąż nie widział filmu z momentu, w którym uderzył w barierę. „Chcę” – mówi. „Jestem całkiem ciekawy, co zrobiłem w tej sytuacji. W mojej głowie skakałem przez to, ale co właściwie robi moje ciało i w którą część faktycznie uderzam”.
Ale to może poczekać. Na razie Sochowicz chce maksymalnie wykorzystać swój czas w Pekinie, maszerując podczas piątkowej ceremonii otwarcia – czego nie miał cztery lata temu – i regularnie przesyłając życzenia od przyjaciół, rodziny i fanów w mediach społecznościowych. Sochowiczowi będzie cudem przeskoczyć lidera klubu Johannesa Ludwiga – brązowego medalistę z 2018 roku, który ustanowił nowe rekordy toru i startów w rundzie odpowiednio pierwszej i drugiej – nie mówiąc już o 25 innych światowej klasy sportowcach, którzy stoją między nim a miejscem na podium.
Przemawiając późnym sobotnim wieczorem, Sochowicz był dla siebie twardy, lamentując nad drobnymi błędami technicznymi, które kosztowały go cenny czas. „To nie było moje najlepsze”, mówi. — Nawet nie dobre. Szczerze mówiąc, schrzaniłem”. Ale pozwolił też docenić powagę chwili. Sochowicz, po ukończeniu swojego pierwszego w sobotę, prawdziwego biegu, minął linię mety z lekkim uśmiechem na twarzy. Potem nauczył się z powrotem, podniósł ręce i odetchnął z ulgą.
Po raz kolejny Mewa leciała.
Więcej relacji z zimowych igrzysk olimpijskich:
• Poznaj Team USA: Igrzyska Olimpijskie w Pekinie
• SI wybiera każdy medal na Igrzyskach Olimpijskich 2022
• Tajemniczy przypadek brakującego wyposażenia saneczkowego
„Idol nastolatek przyszłości. Specjalista od totalnej popkultury. Miłośnik internetu. Wannabe odkrywca.”