Najważniejsze wiadomości
Zbiegi migranci zostawiają straszliwe ślady w polskich lasach
Karta pokładowa linii lotniczej Belavia z Dubaju do Mińska pozostawiona pod brzozą. Porzucony kombinezon dziecięcy przy starej linii kolejowej łączącej Białoruś z Polską. Paleta cieni do powiek ukryta między brązowymi, wilgotnymi liśćmi.
Nie są to regularne zabytki Puszczy Białowieskiej, jednej z ostatnich ocalałych części puszczy, która niegdyś rozciągała się na terenie Europy i była domem dla żubrów i jeleni. Ludzie, których spotykają, też nie są zwykłymi wędrowcami. Są to mieszkańcy i aktywiści ubiegający się o azyl z Bliskiego Wschodu, ofiary impasu między rządem Białorusi próbującym przemycić ich do Polski a rządem polskim wspieranym przez Unię Europejską i uparcie trzymającym ich na zewnątrz, aby ich zatrzymać.
– Przyjeżdżaliśmy do lasu w poszukiwaniu piękna przyrody – mówi Iza, mieszkanka, która pomaga azylantom i która chce być identyfikowana tylko po imieniu, bojąc się reperkusji ze strony władz i innych. właściwe grupy. „Teraz szukamy rzeczy, które wydają się nie na miejscu”.
W obliczu narastającego kryzysu humanitarnego i prawie całkowitego braku wsparcia ze strony rządu Miejscowi interweniowaliktórzy dostarczyli migrantom żywność, wodę, ciepłą odzież i power banki. Niestrudzenie patrolują las w poszukiwaniu potrzebujących.
– Na początku nie mogłem nawet spojrzeć im w oczy – mówi Maciej Jaworski, który mieszka przy granicy w tzw. strefie wykluczenia, którą polskie władze wyznaczyły jako strefę wykluczenia dla nierezydentów. „Mogę dać im jedzenie i wodę, porozmawiać z nimi. Jeśli nie potrzebują pomocy medycznej, to prawie wszystko ”.
Czasami widzą migrantów drżących, głodujących i zdesperowanych pod starymi drzewami. Ale częściej znajdują przedmioty: nawiedzające ślady ludzi, którzy przeszli i zniknęli. Niektóre wydają się być pozostawione w pośpiechu. Plecak pełen arabskich dokumentów, jedna strona starannie złożona w zielono-czerwonym pudełku na biżuterię. Ciepłe buty rozrzucone na skraju lasu.
– To prawdopodobnie oznacza, że uciekli ze straży granicznej – powiedział mąż Izy, który chciał tylko utożsamiać się z powieścią. „Gdyby wpadli do samochodu przemytnika, zabraliby ze sobą dokumenty”. Od początku kryzysu wielu azylantów zostało bezceremonialnie wypchniętych na Białoruś przez polskich strażników.
Masa pustych plecaków, śpiworów i wodoodpornych kurtek pozostawionych na łące, gdzie las zamienia się w szerokie pola, zdradza lokalizację punktu odbioru przemytników, czyli niektórych azylantów, którzy przedostają się przez las dalej na zachód. dryfujący w kierunku Niemiec.
Niektóre przedmioty wiszą na drzewach – jak spodnie narciarskie, starannie złożone na gałęzi, które leżą pod pustą puszką po tuńczyku z białoruską etykietą. Może ta osoba wyszła z lasu. Iza rozpoznała spodnie jako część paczki ratunkowej, którą kilka dni wcześniej powiesiła na drzewie. „Teraz damy to komuś innemu” – powiedziała. „Zima nadchodzi.”
„Zapalony odkrywca. Miłośnik piwa. Miłośnik bekonu. Fanatyk sieci. Przedsiębiorca. Pisarz”.