Gospodarka
Zaledwie kilka kroków od UE, setki migrantów tkwią w białoruskim magazynie”
Przez cztery dni 23-letnia Lava Azad myślała, że jej rodzina niedługo rozpocznie nowe życie w Unii Europejskiej.
Po ponad tygodniu spania w rozległej Puszczy Białowieskiej, która rozciąga się między Białorusią a Polską, udało jej się dotrzeć do Polski z mężem i synem.
Mówi, że iracka rodzina spała jeszcze cztery noce w mrozie, zanim znalazła ich polska policja i pojechała dwanaście kilometrów z powrotem na Białoruś.
Azad mieszka obecnie z około 1000 innymi osobami w magazynie, w którym przechowuje się pocztę i paczki. Znajduje się w mieście Bruzgi, zaledwie kilkaset metrów od silnie ufortyfikowanej granicy, którą migranci desperacko próbują pokonać od miesięcy.
„Chcemy uczynić życie dobrym dla naszych dzieci” – powiedział Azad ekipie CBC, której władze białoruskie umożliwiły dostęp do obozu, oskarżając ich sąsiadów z UE o fabrykowanie kryzysu migracyjnego w odwecie za sankcje.
Prowizoryczne centrum migracyjne
Około 2000 migrantów zostało przywiezionych do magazynu w połowie listopada, gdy temperatura spadła i wzrosły napięcia na odcinku granicznym między Białorusią a Polską.
Setki odleciały z powrotem do Syrii i Iraku. Wielu opowiedziało się za lotami czarterowanymi przez rząd, inni zostali deportowani z Białorusi.
Chociaż CBC pozwolono filmować w obozie, ograniczenia graniczne w Rosji oznaczały, że kanadyjski personel w biurze nie mógł opuścić kraju po opuszczeniu kraju. Tak więc CBC wysłało swojego moskiewskiego kamerzystę/redaktora Dmitrija Kozlova i tłumaczkę/asystentkę Irinę Vesselovą, aby odwiedzili centrum i porozmawiali z migrantami.
W środku większość umieściła palety i tekturę, aby spróbować stworzyć miejsce do spania pod lub na półkach. Pranie ręczne prane na zewnątrz w mrozie zawisło w przepastnym wnętrzu.
Azad, którego rodzina spała w namiocie na piętrze obozu, jest na Białorusi od trzech miesięcy. Powiedziała, że przyjechali tutaj, bo ktoś im powiedział, że to łatwy sposób na dostanie się do Niemiec.
Kupili bilety lotnicze i polecieli do Dubaju ze swojego domu w irackim Kurdystanie, a następnie weszli na pokład samolotu do Mińska na Białorusi. Zapłacili komuś, żeby zawiózł ich do polskiej granicy i mieli nadzieję, że zapłacą innemu kierowcy w Polsce, żeby zawiózł ich do Niemiec.
Po sprowadzeniu ich na Białoruś przez polskich oficerów znajdują się teraz w obozie w obawie, że mogą zostać zmuszeni do opuszczenia kraju.
Strach przed deportacją
Bardzo niewielu migrantów w ośrodku potrafiło mówić po angielsku, ale większość z tych, do których zwróciło się CBC, była w stanie przekazać kilka prostych słów, takich jak „Zakaz deportacji” i „Niemcy”.
Wielu migrantów podobno sprzedało swój dobytek z powrotem do swoich krajów, aby zapłacić tysiące dolarów za bilety lotnicze i transport.
ZEGAR | Migranci mają nadzieję na przyszłość w UE w ponurych warunkach na Białorusi:
Kiedy na zewnątrz placówki spadł lekki śnieg, dziesiątki dzieci ustawiły się w ciasnych rzędach za niebieską barierą. Czekali, aż żołnierze wpuszczą ich do zielonego namiotu, gdzie dostali owsiankę i torbę przekąsek.
W pobliżu grupa mężczyzn rąbała drewno na ognisko i gotowała wodę, której używają do mycia naczyń i picia.
W magazynie wielu migrantów pozostało owiniętych w zimowe płaszcze. Przez głośny ryk słychać było częsty kaszel.
Podczas gdy CBC było na miejscu, zespół medyczny z lokalnego szpitala sprowadził ośmiomiesięczne dziecko do matki po spędzeniu w szpitalu ponad tygodnia.
Personel medyczny kliniki powiedział, że widział dziesiątki osób z przeziębieniami i niską gorączką. Ale nie przeprowadzają testów na COVID-19, ponieważ nie są dla nich skonfigurowane i nie wdrożyli systemu uzyskiwania zgody migrantów na testy i możliwe leczenie.
„Ci ludzie nie chcą [the testing]. Nie chcą opuszczać tego miejsca – powiedział dr Dmitrij Lach, białoruski lekarz. [people] ciężko chory i nie chce opuszczać tego obozu. …jeśli Europa zdecyduje się ich wpuścić.”
Tymczasowe zakwaterowanie
Obóz znajduje się zaledwie kilkaset metrów od granicy z Polską. Polscy urzędnicy uważają, że około 7 tysięcy migrantów wciąż czeka na Białorusi na możliwość przekroczenia granicy.
Od miesięcy urzędnicy w sąsiednich krajach Polski, Łotwy i Litwy informują o wzroście nielegalnych przekraczania granic.
Komisja Europejska oskarżyła Białoruś i jej krajową linię lotniczą Belavia o przewożenie migrantów do Mińska i firm turystycznych pomagających im w uzyskaniu wiz i przetransportowaniu ich do granicy.
Autorytarny prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko zaprzeczył, jakoby kraj ten zwabił migrantów i zepchnął ich na granicę, by zemścić się za sankcje nałożone przez UE za łamanie praw człowieka, co urzędnicy nazwali wiosną ubiegłego roku „nielegalnym lądowaniem” samolotu Ryanair. Samolot został skierowany do Mińska, gdzie władze białoruskie aresztowały aktywistę-dziennikarza wraz z jego dziewczyną.
Nie jest jasne, jak długo Białoruś pozwala migrantom pozostać w obozie. Oprócz tego obiektu niektórzy migranci mieszkają w hotelach lub apartamentach, podczas gdy inni prawdopodobnie przebywają w pobliskim lesie.
26 listopada Łukaszenko odwiedził magazyn w Bruzgi i rozmawiał z tłumem migrantów, którzy zebrali się na zewnątrz. Poprosił Niemcy, aby ich wpuściły, ale powiedział, że jego kraj będzie współpracował z migrantami, jeśli będą chcieli wrócić do domu.
Powiedział, że chce rozwiązać problem do sylwestra.
Dalsze sankcje
2 grudnia Kanada, UE, Wielka Brytania i USA ogłosiły sankcje wobec dodatkowych 24 białoruskich osób i siedmiu firm.
„Reżim białoruski musi odpowiedzieć za swoje działania, które mają reperkusje zarówno wewnątrz, jak i poza jego granicami” – powiedziała w oświadczeniu kanadyjska minister spraw zagranicznych Mélanie Joly.
Podczas rozmowy wideo 10 grudnia z członkami Eurazjatyckiej Najwyższej Rady Gospodarczej, która obejmuje Rosję i Kazachstan, Łukaszenka powiedział, że Zachód wykorzystuje kryzys migracyjny jako pretekst do nałożenia dalszych sankcji gospodarczych w celu „duszenia Białorusi”.
Na ulicach Mińska, stolicy Białorusi, CBC rozmawiało z mieszkańcami o kryzysie migracyjnym i reakcji ich rządu.
„[The migrants] „powiedział 28-letni Andrei Arduk. Mamy piątą rundę sankcji i teraz są deportowani”.
Ale w pobliżu 45-letni pracownik metra, który używał tylko swojego imienia Pasza, uznał za śmieszne, że Białoruś zostanie winna, dodając, że Polska powinna była po prostu przepuścić migrantów.
Teraz, kiedy są na Białorusi, niech rząd pozwoli im zostać. „Będzie dla nich wystarczająco dużo pracy” – powiedział Pasza.
Wśród migrantów Białoruś nie była ostatecznym celem podróży. Polska też.
Dwudziestoośmioletnia Dunya Kanebi podkreśliła ten fakt, idąc jednym z korytarzy magazynu w Bruzgi, gdzie za tekturową przegrodą siedzieli jej mąż i dwie córki w wieku 4 i 6 lat.
„To nie jest dobre miejsce dla mojego dziecka” – powiedziała. „Chcę pojechać do kraju europejskiego”.
„Piwny maniak. Odkrywca. Nieuleczalny rozwiązywacz problemów. Podróżujący ninja. Pionier zombie. Amatorski twórca. Oddany orędownik mediów społecznościowych.”