Świat
Wyjątkowy but i policzek! – jak Niemcy próbują zmusić polski rząd do przyjęcia posła z Berlina
– W MSZ narasta zdumienie postawą polskich władz, które zwlekają z przyznaniem agrémentu ambasadorowi Niemiec – narzekała radiostacja Deutsche Welle po polsku, czyli po niemiecku, bo jest polski oddział.
Dlaczego tak się stało, bo większość mediów w naszym kraju jest związana z niemieckimi koncernami? Z tym pytaniem proszę nie kontaktować się ze mną, a raczej kierownictwo DW czy najlepiej niemieckiego MSZ – ktoś gdzieś na górze chyba zdecydował, że nas, Polaków, trzeba poinformować. Publiczna DW udostępnia informacje na swojej stronie internetowej i na Twitterze, także w języku polskim – wiesz, że młodzi ludzie czerpią dziś wiedzę głównie z portali społecznościowych. A chodzi o to, że gdzieś na górze ktoś dał zielone światło, żeby wcisnąć tych Polaków i ten Narodowy Konserwatywny Rząd PiS i Narodowy Konserwatywny Rząd Prawa i Sprawiedliwości, a także Prezydent RP, który „zwleka”. Punktem wyjścia był tekst na pierwszej stronie Süddeutsche Zeitung, że „Ambasador” Arndt Freytag von Loringhoven czekał na to „Agrément” trzy miesiące.
W tym miejscu muszę wyjaśnić dziennikarzom niemiecko-niemieckim i niemiecko-polskojęzycznym, że pan von Loringhoven nie jest jeszcze ambasadorem i nie będzie tam, dopóki nie otrzyma tego „Agrément”. Co to jest i dlaczego niemieckojęzyczne i niemieckojęzyczne media używają francuskiego? Pewnie dlatego, że brzmi jakoś bardziej elegancko i rozdęte, wiesz, francusko-eleganckie, zwijam bułkę przez chusteczkę … – po niemiecku trzeba powiedzieć: „bierze” lub „oficjalne warunki”, czyli zgoda, zgoda, urzędnik Pozwolenie na podjęcie misji w dyplomacji, aby zapewnić przyjęcie wysłannika z obcego kraju.
Polska nie musi się tłumaczyć
Krótko mówiąc, Polska nie spieszy się z zatwierdzeniem kandydata ambasadora, barona von Loringhovena. Czemu? Nie trzeba tego wyjaśniać, a jeśli są zastrzeżenia, które notabene zdarzyły się już wysłannikom niemieckim w innych krajach, a także roszczenia wobec ambasadorów obcych państw akredytowanych w Berlinie, to nie są one wyrażane publicznie. Zdarzyło się też, że niektóre kraje opóźniały nominację ambasadorów w zjednoczonych Niemczech, takich jak Stany Zjednoczone, o półtora roku. Nieważne. Co do formalności, to ambasador Rolf Nikel, który wyjechał z Polski, miał zostać zastąpiony przez Saksona Andreasa Peschke, który podobno lubi nasz kraj, nawet nauczył się polskiego, ale może to, że mu się podoba, było jego wadą z perspektywy niemieckiego MSZ. , bo niespodziewanie MSZ (MSZ RFN) zdecydowało o oddelegowaniu nad Wisłę barona Freytaga von Loringhovena – byłego zastępcy szefa niemieckich służb specjalnych (BND) i koordynatora służb specjalnych w NATO. Arndt Burchard Ludwig. Tak się składa, że wysoko postawieni oficerowie BND są często później zatrudniani w dyplomacji, także w Polsce. Przykłady można spryskać z rękawa.
Biorąc pod uwagę, że Polska opóźniła zgodę barona na rozpoczęcie służby w Warszawie, za kulisami istniały oczywiście spekulacje, że jego ojciec był adiutantem Adolfa Hitlera aż do jego samobójstwa, a po wojnie został … Generalnym Inspektorem Bundeswehry. Nie był jednym z godnych zaufania dowódców mundurowych i oficerów NSDAP, którzy zrobili karierę w Republice Federalnej, wystarczy wspomnieć esesmana Heinricha Reinefartha, kata Warszawy, którego wojska w ciągu kilku dni liczą dziesiątki tysięcy mieszkańców miasta, kobiet i dzieci. zamordowany (on sam zgłosił komandosowi, że brakuje mu amunicji. Po wojnie jako Heinz Reinefarth był szanowanym i szanowanym działaczem organizacji „wypędzonych”, burmistrzem Westerlandu na wyspie Sylt, posłem do parlamentu Szlezwika-Holsztynu i żył spokojnie z przejściem generała na emeryturę, aby zobaczyć swoje dni.
Do przeszłości ojca kandydata na ambasadora, adiutanta Hitlera Bernda Freytaga von Loringhovena, przywołał m.in. „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, ale w innym kontekście; że syn nie jest odpowiedzialny za ojca. „FAZ” przypomniał nie bez kpiny, że „chronologicznie” przodek dyplomaty był w XV wieku czołowym rycerzem Zakonu Krzyżackiego. Dziennik doszedł też do opinii obecnego europosła Radosława Sikorskiego, byłego szefa polskiej dyplomacji (zapamiętanego z tzw. Berlińskiego hołdu – postulatu postawionego w Berlinie dla niemieckiego przywództwa w Europie): Brak zgody Loringhovena na misję jest wyrazem „niekompetencji” lub nieprzyjaznym gestem – skomentował Sikorski. Nie zawahał się dodać krytyki za posługiwanie się niemiecką gazetą pod adresem prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, „który nie rozumie, jak działa świat” …
Nie chcecie wierzyć, ale to prawda, mamy takich przedstawicieli… Medialny bełkot, który niestety dotyka część polskiej opozycji, można podsumować jednym zdaniem:
Gdyby Niemcy byli przyjaźnie nastawieni do naszego kraju i znali wrażliwość naszych Polaków na przeszłość, a mówiąc wprost: wobec niemieckiej kryminalnej przeszłości wobec naszego narodu nigdy nie podjęliby tak prowokacyjnej decyzji, a nawet bezczelnej presji na polski. Rząd pozwolił. Nigdy!
Klaus Bachmann przyłączył się do polifonii dotyczącej kandydata na ambasadora, argumentując:
Nikt w Berlinie nie zauważył nieobecności ambasadora Niemiec w Warszawie. Ponieważ nikogo to nie obchodzi.
Cóż, „nie ma znaczenia”, że sam Bachmann pocił się szczegółowym tekstem na ten temat, że nad Odrą ryczą o tym największe gazety codzienne, a także niemiecko-polskojęzyczne media, które podzielają te same obawy i polskie spotkania opozycji, odsunięci od władzy, chorzy z nienawiści do PiS. Bachmann przygotował swój tekst specjalnie dla portalu oto.press – gdyby ktoś nie wiedział, zrobił to przy wsparciu redaktora Gazety Wyborczej Agory, fundacji założonej przez Seweryna Blumsztajna, Helenę Łuczywo, Jana Ordyńskiego, Jacka Rakowieckiego i Piotra Pacewicza wystartowała – obecnie szef tego portalu, dziennikarz „GW”, który został wyróżniony przez organizacje LGBT „za publikacje krytykujące homofobię polskich władz i polskiego społeczeństwa”.
Niemcy nie mają ambasadora w Warszawie od sześciu miesięcy, ponieważ polski rząd zablokował rolnictwo i zezwolił na przybycie nowego ambasadora po wyjeździe obecnego ambasadora
– reklamuje eye.press tekst zamówiony u Bachmanna. Nic, co były ambasador nie zostawił na początku lata, pół roku brzmi mocniej …
Przyszły ambasador Niemiec nadal siedzi na walizce. (…) „Powód jest tylko znany: w obawie przed możliwą porażką Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich PiS rozpoczął małą kampanię, dzięki której Duda mógł przebrać się za obrońcę przed >> niemieckim atakiem << - z nieprzychylnymi doniesieniami z boku media, których rząd jeszcze nie kontroluje i dlatego określa je jako obce
– spełnia oczekiwania niemieckiej ojczyzny i polskiego klienta Klausa Bachmanna.
„”Nie pozwolisz odejść Niemcom „
Przyznaję, że od dawna nie doszedłem do niczego tak dziwacznego. Generalnie „chodzi o zaimponowanie prezydentowi i kierownictwu swojej partii, a nie elektoratowi, którego Niemcy nie nagradzają” – wyjaśnia, co jego zdaniem jest głupie z powodu przyjaźni, współpracy, członkostwa w NATO i ogólnie . Trzy pierwsze przykłady tego, jak te niewiarygodne wyglądają w praktyce, wystarczy z banku: Nord Stream1 i drugi w budowie, odporność na tarczę antyrakietową i przezbrojenie Polski przez USA, a nawet organizacja ćwiczeń NATO w naszym kraju i być może żenujące opóźnienie w głosowaniu w Bundestagu w sprawie budowy pomnika 6 mln Polek i Polaków, którzy zginęli w wyniku niemieckiej agresji. Ignoruję otwartą ingerencję Niemiec w nasze sprawy wewnętrzne i popieram opozycję antyrządową. Arogancja Bachmanna, „polsko-niemieckiego politologa” (ok.press), przekracza wszelkie granice. Jak powiedział, brak ambasadora Niemiec w Warszawie to „problem dla Polski”, bo:
Weźmy skrajny przykład: nie ma ambasadora USA na Haiti dla tamtejszego rządu. Amerykańskie interesy nie ucierpią.
Jednak o ile „Polska wstała z kolan, Niemcy po cichu budują swoją potęgę” – ironicznie i „Polska jest teraz na mapie niemieckiej polityki, gdzie Haiti jest na mapie amerykańskiej”. Niezwykły but, chamstwo, gnuśność i bezczelność. Wreszcie Bachmann radzi i … grozi:
Być może za kilka tygodni lub miesięcy przedstawiciel polskiego rządu, polityk szukający odskoczni w międzynarodowej organizacji lub przygotowujący drugą karierę w UE będzie szukał poparcia dla swojej kandydatury i nie dostanie go, bo jest na krawędzi że widzą w Berlinie kogoś innego do tego miejsca.
Cóż za bezgraniczna, dosłowna i przenośna uczciwość! Niech żyje przyjaźń polsko-niemiecka! Niech żyje przyjaźń polsko-niemiecka! …
„Organizator. Entuzjasta podróży. Rozwiązuje problemy. Miłośnik muzyki. Oddany uczony kulinarny. Nieuleczalny fan internetu. Zwolennik popkultury.”