Zabawa
Windy w budynku Sztuk Pięknych przestały działać
Powietrze jest gorące i nieruchome, gdy mężczyzna z wiolonczelą na plecach wchodzi do holu, gdzie na sklepionym suficie wiją się pęknięcia i trzeba wymienić kilka żarówek.
Przed nami pada światło z czekającej windy. Dłoń przytrzymuje otwarte jedne z drzwi; Jego właściciel uśmiecha się i mówi: „Uważaj. Upewnij się, że stoisz z boku”. Złoto-bordowe wnętrze przypomina lożę w operze.
Chwilę później drzwi się zatrzasnęły. Dreszcz. Palant. Brzęk niewidzialnego łańcucha. Winda jedzie w górę.
Człowiek i maszyna w niedoskonałej harmonii. Jedno nie może istnieć bez drugiego. Wkrótce oba w ogóle nie będą już istnieć w Fine Arts Building przy South Michigan Avenue.
Wagony Otis należą do ostatnich wind napędzanych siłą ludzkich mięśni w mieście i oczekuje się, że w ciągu najbliższych dwóch lat zostaną zastąpione nowoczesnymi odpowiednikami.
„Utrzymywaliśmy je tak długo, jak mogliśmy, a teraz w końcu nadszedł czas. W rzeczywistości części są trudniejsze do zdobycia i znacznie droższe w utrzymaniu” – powiedział Jacob Harvey, wykonawczy dyrektor artystyczny budynku, który został otwarty w 1898 roku i został zbudowany w celu wystawiania i naprawy powozów i powozów Studebaker. (Nowy Jork miał pierwszą windę pasażerską Otis napędzaną silnikiem parowym w 1857 r.)
Będzie to jednak oznaczać utratę czegoś, o co lokatorzy – twórcy lalek, nauczyciele fortepianu, nauczyciele jogi, tancerze, wytwórcy gitar (nie wspominając o niezliczonych turystach i miłośnikach architektury) – dbali od dziesięcioleci.
Codziennie w budynku słychać staccato smyczków skrzypiec czy trzepotanie gam sopranowych. Windy – trzy z nich – tworzą własną muzykę. Jest to szczególnie prawdziwe, gdy operator wciąga duży wentylator do jednego z nieklimatyzowanych samochodów.
„Słychać tę rzecz trzy piętra dalej — jak rój pszczół” – powiedział Brian Feeley, który obsługuje windy od 11 lat.
Hol nosi imię jednego z najpopularniejszych operatorów, Tommy’ego Durkina, irlandzkiego imigranta, który obsługiwał windę nr 1 przez dziesięciolecia, począwszy od lat pięćdziesiątych XX wieku. Jego podobizna z brązu uśmiecha się do gości z tablicy na ścianie holu. Durkin był łącznikiem między lokatorami, z których niektórzy woleli trzymać się z daleka w kawalerkach za oknami z matowego szkła. Uwielbiał wszystko, co było związane z Uniwersytetem Notre Dame.
„Zawsze opowiadaliśmy się za Notre Dame, czy nam się to podobało, czy nie” – powiedziała Liz Stein, sprzedawczyni w firmie lutniczej i dealerze William Harris Lee & Co., długoletnim najemcy.
Wacław Kalata lubi na szczęście pocierać opalony nos Durkina. Kalata (63 l.) obsługuje windy w 10-piętrowym budynku od około 30 lat. To muskularny polski imigrant z zaczesanymi do tyłu srebrnymi włosami i uśmiechem tak ciepłym, że topnieją sople lodu zwisające zimą z różowej granitowej fasady budynku.
Kalata nie jest człowiekiem wielu słów. Po tylu latach język angielski nadal sprawia mu dyskomfort.
W piwnicy, gdzie je lunch — domowy ogórek, jabłko i małe opakowanie ciasta z wątróbką wieprzową — chętnie dzieli się zdjęciami swojej rodzinnej Polski i swoich dorosłych dzieci, z których cała trójka mieszka w Stanach Zjednoczonych. Na ścianie wisi wyblakły portret papieża Jana Pawła II.
W wagonie nr 2 – nr 1 zepsuł się i nie był używany przez ostatni rok – Kalata kładzie dłoń na przypominającej gałkę klamce, która wprawia windę w ruch. Naciska klamkę, aby ustawić samochód na poziomie gruntu. Kiedy winda jest przepełniona, zjeżdżający wagon może spaść nawet 60 cm poniżej pożądanego piętra.
„Lubię pracować w soboty, bo przychodzą dzieci” – mówi Kalata. „Dzieci lubią windy.”
Ma przez to na myśli graczy CYSO, którzy streamują na swoich instrumentach. Pojemność wynosi 2000 funtów, czyli trzy kontrabasy i ich muzycy – mniej, jeśli przyprowadzą rodziców i rodzeństwo – mówi.
Były kierowca windy lubił śpiewać arie, prowadząc samotnie samochód.
Ale obecna załoga jest mniej rzucająca się w oczy.
„Włoska wołowina czy tacos?” Lokator szukający rekomendacji na lunch pyta Feeleya.
„Nie można pomylić się z żadnym z nich” – odpowiada Feeley.
Może to dobrze, że Kalata i jego koledzy nie paplają za dużo.
„My [riders] „Zawsze żartuję: nie można iść do pracy i się spieszyć” – mówi 64-letnia Stein. „Czasami podczas przerwy na lunch czekam na windę, zajmuje to mniej więcej tyle samo czasu, co moja przerwa na lunch. „To część uroku.”
Kilkadziesiąt razy dziennie Kalata jest pytany, co zrobi, gdy nie będzie już potrzebny w samochodzie nr 2. Zarząd powiedział, że dla wszystkich czterech operatorów będą inne miejsca pracy. Kalata nie wie, co przyniesie przyszłość.
Zapytany, wzrusza ramionami. Być może więcej czasu spędzi w rodzinnej Polsce – dodał. Ostatnio był tam jakiś miesiąc. Powiedział, że nie może się doczekać powrotu do Chicago, do ludzi i windy.
Typowy awanturnik. Zły odkrywca. Przyjazny myśliciel. Introwertyk.