Nauka
Ukraińscy uchodźcy próbują odnaleźć się w Polsce
Thej, wysiadaj z autobusu powoli, z wahaniem. Młode kobiety trzymające się za ręce małych dzieci. Dziadkowie tuż za nimi niosą zapchane walizki lub dźwigają worki na śmieci z ubraniami. Wszystkie mamy noszą trampki. Jest garstka starych, pochylonych. Niektóre psy, przeważnie małe, bez szczekania. Pasażerowie ledwo podnoszą wzrok. Wszyscy patrzą w dół, wyczerpani. Wita ich polski wolontariusz i dmucha w dzieciaki bańki, ale dzieciaki nie wydają się zainteresowane.
Jest to główna stacja wjazdowa na polskiej granicy w Hrebennem dla ukraińskich uchodźców. To jeden z największych z ośmiu polskich punktów wjazdowych dla ponad dwóch milionów Ukraińców, którzy przybyli do tego 38-milionowego narodu. Normalnie to miejsce jest strefą kontroli paszportowej, ale obecnie Ukraińcy nie potrzebują paszportu, aby wejść, wystarczy jakikolwiek dowód tożsamości, że są Ukraińcami. Prawo jazdy. Rachunek za telefon. Są kartonowe pudła z używaną odzieżą — i zabawkami. Jest sala z kawą, kanapkami z serem i gigantyczną puszką świeżych pierogów. Będą one przetwarzane przez kilkunastu wolontariuszy, w większości Polaków, którzy są niezawodnie cierpliwi i nazywają uchodźców „gośćmi”. Wyjechali z Ukrainy, ale wielu, wielu nie wie, dokąd jadą.
Większość ludzi w tym autobusie pochodzi z Charkowa w północno-wschodniej Ukrainie, gdzie rosyjskie bombardowania są nieubłagane i niekończące się. Kobieta po trzydziestce, w różowej parkie Superdry i czapce bejsbolowej Nike z długimi, błyszczącymi paznokciami, idzie w kierunku miejsca, w którym czekamy. Klękam, żeby pogłaskać jego pięknego Rhodesian Ridgebacka, który jest związany i zakneblowany. Powiedziała, że właśnie uciekła z Charkowa.
– Nie chciałam wyjeżdżać – powiedziała. „Kiedy zaczęły się bombardowania, najpierw poszedłem do szkoły, myśląc, że będzie bezpieczna. A potem Rosjanie zbombardowali szkołę. Więc przez kilka tygodni siedziałem w piwnicy. Myślałem, że bombardowanie się skończy.
Ale kiedy jej dom został zniszczony, zdecydowała, że musi wyjść z matką i tym, co nazywała „moim dzieckiem”, swoim psem. Ma męża i brata, którzy nadal tam są. Jej mąż został, by walczyć. Uśmiechnęła się smutno i powiedziała, że jej brat jest za chudy, by walczyć. Wygląda na trochę oszołomioną.
– Nie rozumiem – powiedziała. „Wydaje się niemożliwe, że tak się dzieje”.
A potem patrzenie na nas wszystkich.
„Dlaczego nie można go powstrzymać?”
Ukraińscy uchodźcy na granicy polsko-ukraińskiej w Hrebennem, Polska, 14 marca.
Wojtek Jargiło — EPA-EFE/Shutterstock
Byłem w Polsce z zespołem OPIEKA, globalnej organizacji humanitarnej, której jestem częścią. Towarzyszyliśmy CEO CARE, Michelle Nunn, która po raz pierwszy odwiedziła tę nową polską operację. CARE finansuje prace nad tym ośrodkiem recepcyjnym, który jest zarządzany i zarządzany przez sprawnego partnera lokalnego, Polską Akcję Humanitarną (PHA). Wewnątrz prostego centrum z dwiema sypialniami znajduje się miejsce, w którym uchodźcy mogą zarejestrować się w celu uzyskania pomocy pieniężnej (1500 USD miesięcznie dla czteroosobowej rodziny).
Czytaj więcej: Ostatnia wojna w dobie bezkarności
Zespołem Polskiej Akcji Humanitarnej w Hrebennem kieruje niejaki Dariusz, były pułkownik polskiej armii. Jest krępy, z ogoloną głową i krótkim, ale przyjaznym zachowaniem. Powiedział, że jednego dnia mieli do 3000 uchodźców, ale nigdy mniej niż 300. Ponad 90% to kobiety i dzieci. Większość przyjeżdża autobusem, niektórzy samochodem, niektórzy pieszo. Na początku było znacznie więcej samochodów z zamożnymi rodzinami, które miały miejsca docelowe i kontakty. Zawsze są dzieci. Darius powiedział, że przyjechała matka z dwudniowym dzieckiem. Były też wszelkiego rodzaju zwierzęta, powiedział Dariusz, w tym węże. Wczoraj były dwie papugi.
Ale teraz jest 53 dzień inwazji, a uchodźcy mają mniej opcji. Ta druga fala jest starsza, biedniejsza, bardziej chora, bardziej wrażliwa. Widzimy wiele osób niepełnosprawnych. Są to ludzie ze wschodu, których bombardowania przeżyły traumę. – Nie naciskaliśmy na nich – powiedział Darius. „Pozwalamy im złapać oddech”.
Kobieta z czwórką małych dzieci i diamentowym kolczykiem w nosie podeszła do mojego tłumacza i zapytała po ukraińsku: „Gdzie mam się udać?”
Tłumacz: „Masz na myśli w Polsce?”
Kobieta powiedziała: „Nie, gdziekolwiek”.
Wielu wydaje się zagubionych. Nie wiem, gdzie jest następny przystanek. Bardzo niewielu z nich mówi po polsku. Istnieją inne autobusy, które zabiorą Cię do Warszawy, oddalonej o około cztery godziny jazdy. Niektórzy uchodźcy spotykali się w Warszawie z rodziną i przyjaciółmi. Spotkałem młodą matkę i jej syna, którzy powiedzieli, że jadą do Austrii. Inna rodzina mówi, że jadą do Niemiec. Wszyscy mają trzymiesięczne okno, w którym mogą podróżować do dowolnego miejsca w UE bez konieczności posiadania wizy lub ubiegania się o azyl. Dariusz zwrócił uwagę na młodą matkę i jej trójkę dzieci, które wybierają się do Irlandii, gdzie rodzina zaproponowała im nocleg.
Polska hojnie przyjęła Ukraińców. Jedna z pięciu osób w Warszawie jest teraz Ukraińcem. Polacy wydają się poruszeni losem Ukraińców. W całej Warszawie wiszą niebieskie i żółte flagi. Tak, słyszysz narzekania, że Ukraińcy zabierają polskie prace. Ale większość ma postawę, tam, jeśli nie z łaski Bożej idziemy.
Prezes i dyrektor generalny CARE Michelle Nunn, po lewej i Deepmala Mahla, wiceprezes CARE ds. humanitarnych, pociesza Liudmyla Staston, ukraińska nauczycielka, która właśnie otrzymała certyfikat w Polsce do nauczania dzieci uchodźców, w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie 14 kwietnia
Laura Noel — PIELĘGNACJA
Dzień wcześniej odwiedziliśmy ośrodek dla uchodźców w Warszawie, która była znacznie mniej ponura niż granica. Namioty miały niebieskie i żółte balony. Mali chłopcy grali w piłkę nożną. Odwiedziliśmy także siedzibę innowacyjnego programu wspieranego przez CARE i zarządzanego przez polską organizację humanitarną o nazwie Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej, kierowany przez dynamicznego byłego urzędnika ONZ Wojtka Wilka. Zatrudnia Ukrainki jako nauczycielki w polskich szkołach dla 25 000 ukraińskich uczniów mieszanych w klasach w okolicach Warszawy. Większość zatrudnionych kobiet była nauczycielkami na Ukrainie. Odwiedziliśmy miejsce, w którym przeprowadzają wywiady z kobietami. Mieścił się w dawnym Pałacu Kultury i Nauki Józefa Stalina, który był darem Stalina dla Polski. Od upadku muru berlińskiego wielu Polaków domagało się zburzenia gotyckiego socjalistycznego drapacza chmur. Wewnątrz wygląda jak targi pracy. W przypadku zatrudnienia nauczyciele pracują sześć godzin dziennie i otrzymują 40 USD.Zatrudniono około 250, a celem jest osiągnięcie 1000. Ale nawet to jest niewielka liczba w stosunku do liczby dzieci ukraińskich w Polsce.
Czytaj więcej: Ukraina to nasza przeszłość i nasza przyszłość
W ośrodku spotkałem byłą nauczycielkę z Ukrainy o imieniu Darię, która została wynajęta przez CARE do pomocy w znalezieniu nauczycieli. Była w Warszawie dopiero od tygodnia. Powiedziała, że pojechała z Kijowa do Warszawy z matką i 10-letnim synem po podróży przez Mołdawię, Rumunię, Węgry i Słowację, aby się tu dostać. „Myślałam, że tak będzie bezpieczniej” — powiedziała. Jej 63-letni ojciec odmówił wyjazdu. Powiedział, że ma nadzieję zaciągnąć się do wojska, mimo że przekroczył granicę wieku. Ale ciągle się pojawiał i zrobili z niego kierowcę. Czasami jeździ całą noc. Ale nie może powiedzieć gdzie.
Prawie całe wsparcie finansowe dla uchodźców w Polsce pochodzi z sektora prywatnego – od międzynarodowych organizacji pozarządowych, takich jak CARE i Lekarze bez Granic, z polskimi partnerami w terenie. Jednak skala problemu uchodźców – 4,5 mln, którzy uciekli z Ukrainy – 2,5 mln w Polsce, 600 tys. w Rumunii, 450 tys. na Węgrzech, 400 tys. w maleńkiej Mołdawii – wymaga wsparcia międzynarodowego rządu. Putin nie tylko chce zniszczyć Ukrainę, chce zdestabilizować demokratycznych sąsiadów Ukrainy zalewem uchodźców. Zachód nie może do tego dopuścić. Ciepłe powitanie nie potrwa długo. Uchodźcy będą również potrzebować pomocy psychospołecznej. CARE szacuje, że w ciągu najbliższych sześciu miesięcy urodzi się 80 000 Ukrainek. Stany Zjednoczone, UE i ONZ muszą zapewnić długoterminowe wsparcie finansowe i infrastrukturalne krajom przyjmującym tych ukraińskich gości.
Wszyscy uchodźcy, z którymi rozmawiałem, powiedzieli, że chcą wrócić na Ukrainę po zakończeniu wojny. Lub przed. Nikt tak naprawdę nie chciał rozpocząć nowego życia gdzie indziej. Ludzie mówili, że chcą odbudować swoje domy – i swoje życie. W rzeczywistości, jadąc na stację graniczną, więcej samochodów wjeżdżało na Ukrainę niż wyjeżdżało. Zauważyłem, że ludzie byli bardziej zdezorientowani niż wściekli z powodu tego, co się z nimi dzieje. Większość z tych ludzi od tygodni żyła z przemocą. Całe życie mieszkali u boku Rosji. Nikt tak naprawdę nie znał odpowiedzi. Wszyscy byli wdzięczni za polską hojność. Większość mówi w kółko „Spasibo”, po rosyjsku dziękuję.
Przed opuszczeniem stacji granicznej ustawiłem się w kolejce po kawę z wysokim mężczyzną po osiemdziesiątce. On też przyjechał z Charkowa. Powiedział, że nie chce wyjeżdżać, ale wzruszył ramionami i powiedział, że jego córka nalegała. Okazuje się, że był fizykiem, który przez dziesięciolecia pracował w Charkowskim Instytucie Fizyki i Techniki.
„W 1941 roku”, powiedział, „miałem pięć lat i wyjechałem z Ukrainy do Rosji, aby uciec przed niemiecką inwazją. Teraz opuszczam Ukrainę do Niemiec, aby uniknąć rosyjskiej inwazji”.
Zapytałem go, dlaczego uważa, że Putin zaatakował jego ojczyznę.
Potrząsnął głową i powiedział: „Nie potrafię tego wyjaśnić. To nie jest logiczne”.
Więcej historii, które trzeba zobaczyć z TIME
„Piwny maniak. Odkrywca. Nieuleczalny rozwiązywacz problemów. Podróżujący ninja. Pionier zombie. Amatorski twórca. Oddany orędownik mediów społecznościowych.”