Zabawa
Tenet (2020) – recenzja filmu
„Tenet” zaczyna się od sceny zamachu terrorystycznego na Operę Narodową w Kijowie, nieodparcie związanego z oblężeniem Teatru Dubrovka: to tylko jeden z sygnałów, że historia fikcyjnej implozji naszego świata z kroniką rzeczywistości sprzed Okno rymuje. Głównego bohatera (John David Washington) spotykamy w środku tego zamieszania, a to jeden z tych filmów, w których każdy ma o jedną szarą komórkę więcej niż my – przynajmniej do czasu, gdy spojrzymy na Wikipedię. Po operze człowiek, który ochrzcił bohatera w geście autoreferencyjnym, zostaje zwerbowany do tajemniczej jednostki specjalnej i przerażony widmem globalnej katastrofy. A kiedy przyszłe wydarzenia mają niepokojący wpływ na obecną i odwróconą trajektorię pocisków, a na czarnym rynku pojawiają się krabowie, jego przełożeni wysyłają go na niebezpieczną misję infiltracji środowiska rosyjskiego handlarza bronią (Kenneth Branagh powtarza swoją karykaturalną rolę „Jacka” Ryan ”). W tej grze chodzi o niszczenie świata lub światów – w zależności od tego, kto zapyta o drogę.
Twardziel bez imion i cech, luksusowe jachty przemierzające fale, złoczyńca rodem z przygód Jamesa Bonda, nieszczęsna i usychająca paproć obok okrutnego męża, pościgi, strzelaniny, miejskie akrobacje… „Tenet” wyszedł na jaw Wyprodukowany do prefabrykowanego gatunku kina klasy B Paradoksalnie naszyta na nią naukowa podszewka może więc nie sprawiać wrażenia obcych przedmiotów. Monumentalna koncepcja, na której opiera się film, nie byłaby trudna do pogodzenia z próbą emocjonalnego lub psychologicznego cienia historii; z opowieścią, w której oprócz ogłuszającej fabuły i hołubków narracyjnych ważny byłby nasz związek z bohaterami. Ludzie nie wydają się zainteresowani Nolanem, przynajmniej nie na obecnym etapie jego kariery. Nic dziwnego, że sprowadza ich do roli kół zębatych w mechanizmie narracji, porusza jak pionki na szachownicy, nie obciąża ich głowami pasją – a jeśli już, to jest to raczej słabo zaznaczone w scenariuszu (w „Założeniu” robi się super niczym jesienna poranna nić współczucia między bohaterem a szantażowaną i torturowaną psychicznie żoną oligarchy). Większość drugorzędnych postaci – jak np. Badacz anomalii czasowych Clemence’a Poesy – ma za zadanie wyjaśnienie fabuły. Inni – jak Michael Caine, żartujący z mody odzieżowej i zimnej wojny – pojawiają się jako gustowne ozdoby. Od zapomnienia kronikarzy popierających wystawę ratuje intuicja aktorska. Robert Pattinson jest szczególnie odpowiedni jako dowódca fizyczny z otwartą głową, wielkim sercem i ciężką ręką. Dzięki swojemu niepowtarzalnemu poczuciu konwencji przekształca ledwo naszkicowany wątek bromatu postaci, większy niż czas i przestrzeń, w dynamiczną relację.
Mając to wszystko na uwadze, trudno się oprzeć, że Nolan całą swoją energię artystyczną poświęca budowaniu struktur narracyjnych z wieloma wektorami. A jakie to konstrukcje! Na naszych oczach pościg ulicami Tallina zamienia się w fascynującą zagadkę, którą w ferworze akcji układamy razem z bohaterami. Obraz samolotu blokującego fasadę terminalu lotniska przeplatał wydarzenia w kilku płaszczyznach czasowych. Atak na operę i wymiana ognia między śpiącymi z gazem widzami to pokaz czystej energii kinetycznej – krótka opowieść o ciele jako obiekcie i przedmiocie kina akcji. Dzięki inwersji elementów ścieżki dźwiękowej, praktycznym efektom specjalnym i pomysłowej obróbce równoległej, Nolan kreuje na ekranie rzeczywistość, w której przeszłość spotyka się z przyszłością nie tylko w tych samych sekwencjach, ale także w scenach i klatkach. I podobnie jak wcześniej „Incepcja”, „Międzygwiezdny” czy „Memento”, „Założenie” natychmiast staje się łamigłówką wielokrotnego użytku.
Palindrom – jako symetryczna struktura językowa i narracyjna – od lat znajduje się w zestawie narzędzi stylistycznych Nolana. W „Tenecie” organizuje całą fabułę i dla samego reżysera staje się kluczem do sporu o „przeszłość, która nie nadeszła”; o straconych szansach stłumionego w zarodku buntu, szansach na zmianę losu, których nie wykorzystują jednostki i całe społeczeństwa. Półgłębne ostrzeżenie przed eksploatacją planet jest łatwe do zignorowania, ale proste rozważenie, że świadomość losu „nie usprawiedliwia bierności”, jest nieco trudniejsze. I o ile fakt, że „Tenet” rymuje się z teraźniejszością i światem rozdzieranym przez polityczne i społeczne burze nie dziwi w kontekście filmowca tego formatu, o tyle ciekawszy wydaje się kontekst pandemicznej rzeczywistości. W czasach nieokreślonej stagnacji w branży kinowej mówimy o filmie, który dosłownie pochodzi z przeszłości, by zmienić przyszłość. Jeśli nie teraz to kiedy?
Typowy awanturnik. Zły odkrywca. Przyjazny myśliciel. Introwertyk.