Zabawa
ŚPIEW W DESZCZU w Teatrze Muzycznym w Poznaniu
Zacznę od czegoś, co nie jest dla mnie powszechne: kostiumy. Widać to już po pierwszej sekundzie, a z każdą sceną jest tylko lepiej. Wszystko jest tam idealne. Eleganckie sukienki są jak piórko na wietrze: lekkie, gładkie i pełne wdzięku. Płaszcze, spodnie, koraliki, futra, bluzki, garnitury, buty, smokingi, naszyjniki, rękawiczki, cekiny, sukienki, a nawet prosty kardigan są jak kolorowe powozy w długim, efektownym trenie, który przenosi nas w czasie. To prawdziwa uczta dla oczu. Natalia Kitamikado wykonała niesamowitą robotę i bez wahania zabrała nas w naprawdę inny świat biletem w jedną stronę. Wszechświat, w którym marzymy o pozostaniu. Scenografia zmienia się szybko i mimo małej sceny mamy wrażenie, że znajdujemy się w ogromnym środowisku.
Muzyka jest oczywiście świetna i nie wymaga dalszego komentarza, utwory są chwytliwe, zabawne i rozrywkowe. Szybko, wolno, cokolwiek, pokochałbyś je wszystkie. Nawiązań do filmu jest wiele, jednak reżyser Tadeusz Kabicz wniósł młodą i świeżą wizję, a także przyniósł kilka niespodzianek. Dla mnie była to piosenka Liny (Barbara Melzer), doprawiona perłami i korkowymi aniołkami.
Jej głos jest tak okropny, że łatwo się w niej zakochać. Ona jest po prostu niesamowita! Aby opanować zły głos, potrzebny jest prawdziwy mistrz, ale tutaj chodzi o coś jeszcze. Powinna być denerwująca i nieszczęśliwa, ale zamiast tego naprawdę ją uwielbiam. Dobra, kocham ją od 30 lat, odkąd wystąpiła w musicalu Metro, ale hej, będzie lepsza niż jakiekolwiek wino. Don (Maciej Podgorzak), Kathy (Marta Wiejak) i Cosmo (Bartosz Sołtysiak) tworzą ciekawe trio i nakręcają się nawzajem jak wirujący baczek. Świetnie się uzupełniają swoją energią, zaangażowaniem i wdziękiem. Spektakl jest zabawny w bardzo dobrym tego słowa znaczeniu, to elegancki humor, niezbyt oczywisty, ale podany na srebrnej tacy z wisienką na wierzchu.
Kolejnym ważnym graczem w tym przedstawieniu jest taniec. Zespół świetnie prezentuje się w scenach tanecznych, a choreografia Michała Cyrana jest żywa, spójna, efektowna i bardzo dobrze komponuje się z ogólną ideą spektaklu. Na każdym kroku widać ciężką pracę i zaangażowanie. Nie byłabym sobą, gdybym nie przywiązywała dużej wagi do stepowania, bo nie oszukujmy się, trudno wyobrazić sobie piosenkę „Singing In The Rain” bez niego. Każdy, kto kiedykolwiek tego próbował, wie, jakie to trudne i o ile trudniej jest sprawić, by wyglądało to na łatwe. Stepowanie i osoba, która za nim stoi, Maciej Glaza, są naprawdę genialne. Chciałbym, żeby teatr znalazł sposób, żeby uczynić go bardziej słuchalnym, ale dla odmiany stepowanie na polskiej scenie muzycznej traktowane jest nie jako dodatek, ale jako ważna (i bardzo udana) część przedstawienia. Jeszcze lepsze jest to, że wygląda profesjonalnie, zabawnie, spójnie i… prosto (co nie jest! Więc jeszcze raz, czapki z głów przed tancerzami). Uwielbiam każdą sekundę i zdecydowanie polecam obejrzenie programu, nawet dla samego stepowania.
Oczywiście, że jest więcej! Prawdziwy deszcz, prawdziwa radość, dobra rozrywka – można by nawet spróbować odświeżyć tę historię i zastanowić się, jaka jest prawda o artystach i o tym, jak łatwo jest oszukać publiczność. Jeśli szukasz zabawnego, energetycznego i stylowego przedstawienia, które sprawi, że Twoje myśli wzrosną, wskocz do tego pociągu i daj się przenieść do lat 20.
Fot. Teatr Muzyczny Poznań
Typowy awanturnik. Zły odkrywca. Przyjazny myśliciel. Introwertyk.