To mama Heinza, Julia, jako pierwsza dała jej „Too Many Men” Lily Brett – książkę, która wywarła trwały wpływ na niemiecką reżyserkę, osobiście związaną z Holokaustem. Jej dziadek, którego matka była Żydówką, bardzo wycierpiał podczas Holokaustu. I podobnie jak ojciec Lily Brett, który zainspirował ojca w „Za dużo ludzi”, a później ojciec grany przez Stephena Fry’a w filmowej adaptacji „Skarb” von Heinza, ukrywał to cierpienie żartami i humorem.
„Skarb”, opowieść o wycieczce ojca z córką do Polski w latach 90., z Frym u boku Leny Dunham w roli dziennikarki Ruth, postaci mocno wzorowanej na samym Bretcie, zebrał chłodne recenzje, ale jako Holokaust trzeciego pokolenia ocalałym, byłem głęboko poruszony odmiennym rodzajem historii Holokaustu, jaki opowiada ten film, oraz sposobem, w jaki ukazuje zarówno traumę ocalałych, jak i ich dzieci, a złożona historia Holokaustu ukazuje tożsamość i relacje polsko-żydowskie.
Trudno nie porównać tego filmu z innym filmem o podróży do Polski, który trafi do kin w tym roku: „Prawdziwym bólem” Jessego Eisenberga, współczesną opowieścią o dwóch kuzynach, którzy podróżują do Polski, aby pomóc swojej babci przetrwać i dostąpić zaszczytów . Film ten powstał we współpracy z polskim rządem i przy polskim finansowaniu, a nawet zainspirował Eisenberga, który wyreżyserował i zagrał w filmie. do nabycia obywatelstwa polskiegoJednak von Heinzowi nie udało się uzyskać od polskiego rządu „ani centa”. Stoi na stanowisku, że Polaków w opowieściach należy przedstawiać jedynie jako ofiary lub bohaterów.
„Skarb” przedstawia bardziej skomplikowany i czasami mniej przyjemny obraz. Sam Edek jest niezaprzeczalnie Polakiem – w filmie mówi po angielsku lub polsku z domieszką języka polskiego – ale widać też, że nie chce wracać do kraju swojej młodości. Wspomina powojenną masakrę kielecką 42 Żydów, którzy próbowali wrócić do domu, drżąc ze strachu i próbując uniemożliwić córce powrót do budynku, który kiedyś nazywał domem. Czerpie ze swojego humoru i uroku, co z kolei otacza go godną podziwu i wspaniałą obsadą polskich bohaterów: kierowcy o imieniu Stefan (być może subtelniejsza wersja Alexa z „Wszystko jest iluminowane”), który przywozi im smakołyki od żony oraz dwóch piękne starsze kobiety, które zdają się podążać za Ruth i Edkiem na każdym przystanku. W podróży Ruth pomaga życzliwy pracownik hotelu, Tadeusz, który jako przewodnik pomaga Ruth odzyskać dobytek rodzinny od polskiej rodziny, która obecnie mieszka w starym domu rodzinnym Edka w Łodzi. To właśnie ta rodzina sprawiła, że film nie kwalifikował się do polskiego finansowania. Wpuścili Rut i Edeka dopiero po przekupieniu; kłamią na temat posiadania czegokolwiek z rzeczy byłych właścicieli; a potem robią wszystko, co w ich mocy, aby wycisnąć z Ruth wszystko, co mogą, o czym najpierw Edek odkrywa, serwując mu herbatę z porcelany własnej babci, że nadal mają rzeczy po swoich zamordowanych krewnych.
Von Heinz faktycznie złagodził portret Polaków w tekście oryginalnym. „Lily pisała swoją książkę z dużą dozą złości” – powiedziała Kvellerowi w wywiadzie dla Zoom. „I nie mogliśmy przenieść całej tej złości na ekran, ponieważ od tego czasu zmieniliśmy zdanie. Uważam, że sztuka powinna budować mosty, a nie je niszczyć. Dlatego naprawdę próbowaliśmy stworzyć skomplikowanych ludzi.
„Dużo [the Polish characters] są po prostu cudowne” – kontynuowała. „Ale oczywiście rodzina zrobiła coś złego. To trudni ludzie, ale też skomplikowani ludzie. Kto nie skorzystałby z szansy zarobienia pieniędzy, gdyby miał taką możliwość raz w życiu i był bardzo biedny? Myślę, że to całkowicie ludzkie.” Film stara się także pokazać głęboką biedę poradzieckiej Polski lat 90.
Produkcję filmu utrudniał brak wsparcia finansowego ze strony Polski – mówi von Heinz. „To musiał być film kręcony w Polsce” – głęboko wierzyła. Mimo to mieli tylko kilka dni kręcenia w Polsce, a resztę filmu nakręcili w Niemczech, które sfinansowały film.
„Ale mieliśmy najwspanialszą polską obsadę i ekipę. Zatem jej perspektywa była bardzo silna. Pomogli mi ze scenariuszem, pomogli we wszystkim” – dodała. Premiera filmu w Krakowie była dla reżyserki niezwykłym momentem – film obejrzało 350 młodych ludzi z Akademii Sztuk Pięknych i odbyła się długa sesja pytań i odpowiedzi, podczas której von Heinz poczuła, że jej film „został w 100% zaakceptowany i zaakceptowany”.
Choć film powstał w Niemczech, usunięto z książki najwybitniejszą niemiecką postać – ducha komendanta Auschwitz Rudolfa Hössa. To była bolesna, ale konieczna decyzja, mówi von Heinz. „Zatrzymaliśmy go na kilka wersji roboczych, ale to nie zadziałało. To były po prostu dialogi, których oglądanie było tak nudne. Postanowiliśmy pominąć ten element i skupić się na rdzeniu powieści. To historia miłości pomiędzy ojcem i córką.”
Jak stwierdziła von Heinz, niemiecka reżyserka, wiedziała, że nie może „przyjechać do Polski i wytykać ich palcem i mówić, że zrobili źle, podczas gdy Niemcy wszystko zrobili źle. Dlatego tak ważne było dla mnie, aby rzeczywiście mieć perspektywę polską i perspektywę polsko-żydowską.” Dodała: „Z drugiej strony nie można sfinansować tego filmu [from any country but] Niemcy. Ponieważ mamy „kulturę pamięci”, jest to zapisane w naszym prawie. Mamy kompleks winy. Wiesz, ludzie muszą płacić za te historie – i to dobrze.
Jednakże von Heinz niepokoi się dalszym rozwojem sytuacji.
„W Niemczech jest prawnie określone, że fundusze państwowe powinny trafiać do kultury pamięci, a to dotyczy głównie Holokaustu” – stwierdził von Heinz. „Teraz jest nowy rząd, a oni mówią: nie skupiajmy się tylko na Holokauście, skupmy się także na upadku Holokaustu. [Berlin] „Historia Walla i imigranta jest całkowicie prawdziwa. Ale trochę mnie też przeraża, że kwestionuje się wyjątkowość tego konkretnego wydarzenia historycznego” – wyjaśnił von Heinz. „I oczywiście pojawiają się teraz głosy, czy nadal potrzebujemy kultury pamięci? A może usprawiedliwia inne okrucieństwa? Nie powinniśmy sobie z tym poradzić? I to wszystko mnie przeraża, bo: Mam takiego dziadka – ze wszystkich listów i papierów, które pozostały, wiem, ile cierpienia było właśnie w mojej rodzinie. Chcę wykorzystać moją pracę, aby z tym walczyć – użyć mojej sztuki przeciwko niemu.”
Von Heinz tak naprawdę na pierwszy plan wysuwa ból Holokaustu, podczas gdy Edek usilnie stara się chronić swoją córkę w Polsce, podczas gdy jego strach i trauma stają się coraz większe. W scenie w Auschwitz (która ze względów technicznych została częściowo nakręcona z efektami wizualnymi, ale dla widza płynnie ze sobą współgra) Edek ponownie przeżywa swoje przerażające chwile w obozie zagłady. Być może najmocniejszym momentem jest jednak intymna rozmowa ojca i córki w hotelowej restauracji, podczas której Ruth opowiada o tym, jak wyglądało życie ze swoją zmarłą matką, która przeżyła obozy z Edkiem – o jej surowości, emocjonalnej nieprzewidywalności , rodzaj tego, jak budziła się w nocy z krzykiem, samotność dzieciństwa w cieniu Auschwitz. Możesz zobaczyć, jak dorastanie w domu, w którym widmo Holokaustu jest wszechobecne, ukształtowało Ruth, pozostawiając ją codziennie z echem nieznośnego bólu. To obraz traumy drugiego pokolenia, jakiego chyba nigdy wcześniej nie widziałem.
„Przeszukałem trochę informacji i nie przychodzi mi do głowy żaden inny film o drugim pokoleniu” – spekulował von Heinz – „ponieważ łatwo go przeoczyć. Ponieważ oczywiście znamy pierwsze pokolenie, tych, którzy przeżyli, musimy ich uhonorować. To jej trauma, jej ból. I nie wiedzieliśmy, że istnieje międzypokoleniowe przekazywanie traumy, ponieważ to takie nowe określenie. Kiedy przeczytałam książkę Lily Brett – a ona nic o niej nie wiedziała [generational trauma] W połowie lat 90. poczułam tak głęboką więź z tą złożoną kobiecą postacią, ze wszystkimi jej myślami i wewnętrznym monologiem. Poczułem, że chcę spróbować umieścić to w filmie, bo coś takiego po prostu nie istniało”.
„To nie tylko Holokaust” – dodał von Heinz. „To jakakolwiek trauma międzypokoleniowa. To jest o [how] Możemy uzdrawiać, gdy się dzielimy, gdy rodzice i dziadkowie potrafią się dzielić. W przeciwnym razie będzie to trwało i rozprzestrzeni się na następne pokolenie, i następne, i następne”.