WARSZAWA, Polska (AP) – Rosyjski atak rakietowy w którym zginęło co najmniej 35 osób na zachodniej Ukrainie, około 15 mil od Polski będącej członkiem NATO, wzbudził obawy, skłaniając Polaków do spieszenia do biur paszportowych i gromadzenia niezbędnych zapasów w obawie, że wojna może zakłócić dostawy, a nawet rozlać się na Polskę.
Długa kolejka wnioskodawców, nie widziana od dziesięcioleci, utworzyła się w poniedziałek przed głównym biurem paszportowym Warszawy przy ulicy Kruczej. Konserwy, woda mineralna, latarki i baterie wypełniały koszyki zakupów. Ludzie na ulicy rozmawiali o najnowszych wiadomościach i swoich obawach o przyszłość.
Na ulicy przed biurem paszportowym 44-letnia Justyna Winnicka wypełniła formularz paszportowy dla swojej 16-letniej córki Michaliny.
„Chcemy mieć paszport, bo ostatni stracił ważność i chcemy jechać na wakacje, ale też móc wyjechać za granicę, gdyby coś się stało u nas w Polsce” – powiedziała The Associated Press Winnicka.
Zapytana, czy przestraszyła się walk na polskiej granicy, powiedziała: „Dzisiaj wszyscy się trochę boją”.
„Wszyscy wierzymy, że bycie w NATO ochroni nas w jakiś sposób, ale każdy z nas pamięta także historię II wojny światowej i (nieudanych) sojuszy z tamtych czasów” – powiedziała Winnicka.
„Sprawy mogą potoczyć się inaczej. W Polsce ludzie się trochę boją – powiedziała.
W niedzielę 42-letnia Anna Kwiatkowska, matka dwójki dzieci, powiedziała, że znajoma pracująca w zagranicznej firmie poradziła rodzinie, aby miała przygotowane paszporty i kilka dolarów.
„Dlatego będę starał się o wyrobienie paszportów dla moich dzieci” – powiedziała Kwiatkowska, której dzieci w wieku 10 i 8 lat nie wyjechały jeszcze za granicę.
Dzieje się tak pomimo faktu, że NATO, do którego od 1999 r. należała Polska była krajem bloku wschodniego, zwiększa swoją obecność wojskową we wschodniej Polsce w pobliżu granicy z Ukrainą i podkreśla, że sojusz wypełnia swoje zadanie zapewnienia bezpieczeństwa Polski.
Ale strajk Rosji w niedzielę na ukraiński ośrodek szkolenia wojskowego w Jaworowie, niespełna 25 km od granicy z Polską, zachwiał zaufaniem Polaków mieszkających w pobliżu granicy i wywołał gniew wśród innych, którzy są aż nazbyt świadomi Rosji i Sowietów. Unia zna obawy z przeszłej kontroli nad terytorium Polski. Dziewięć osób zginęło w poniedziałek w porannym ataku rakietowym na wieżę telewizyjną w Antopolu, około 160 kilometrów od polskiej granicy.
Premier Mateusz Morawiecki powiedział, że atak w pobliżu trasy uchodźców do Polski miał także „wywołać panikę wśród ludności cywilnej” uciekającej przed „okropieństwem wojny”.
Polska przyznała ponad 1,8 mln uchodźców z Ukrainy – prawie wyłącznie kobiety i dzieci – od 24 lutego, kiedy wojska rosyjskie zaatakowały Ukrainę, a następnie rozpoczęły ataki na szpitale, szkoły i osiedla.
Morawiecki powiedział, że atak w Jaworowie i ataki na ludność cywilną mają na celu „zniszczenie tego humanitarnego wysiłku… pomocy udzielanej niewinnym ludziom, kobietom i dzieciom”.
Wiceminister spraw zagranicznych Polski Marcin Przydacz powiedział, że nie sądzi, aby Rosja, która, jak powiedział, „oczywiście nie poradziła sobie z Ukrainą”, będzie próbowała zaatakować państwo należące do NATO.
Niemniej jednak podkreślił: „Trzeba być ostrożnym, a my jesteśmy ostrożni”.
Mieszkańcy stolicy Polski centralnej, Warszawy, byli aż nadto świadomi potencjalnego zagrożenia dla krajów bloku wschodniego, takich jak Polska, które znajdowały się niegdyś pod kontrolą sowiecką ponad cztery dekady po II wojnie światowej.
„Do tej pory żyliśmy bezpiecznie; Myślałam, że pandemia będzie najgorszą rzeczą, jakiej bym doświadczyła, ale teraz za naszą granicą jest wojna” – powiedziała 61-letnia emerytka Emilia Gancarz.
„Nie chcę iść na wojnę, to najgorsza rzecz na świecie” – powiedziała, dodając, że na wszelki wypadek zaopatruje się w świece, suchą karmę, orzechy i konserwy.
Powiedziała, że niektórzy z jej przyjaciół kupują małe panele słoneczne na wypadek awarii zasilania.
Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski wezwał do spokoju.
„Wszyscy obserwujemy prezydenta (Wołodymyra) Zełenskiego. Jeśli nie wpadnie w panikę, nie wpadniemy w panikę. Daj spokój. Nie ma paniki” – powiedział Trzaskowski na konferencji prasowej.
„Oczywiście ludzie zadają pytania – co jeśli rakieta zboczy z toru? Pytamy również, co się dzieje, gdy następuje atak chemiczny. Ale nie ma paniki. Czujemy się bezpiecznie. Mamy te bardzo ważne zapewnienia od prezydenta (Joe) Bidena i sekretarza generalnego NATO oraz innych przyjaciół z krajów NATO… którzy codziennie nas odwiedzają” – powiedział Trzaskowski.
Tymczasem niektórzy Polacy próbują wpłynąć na opinię publiczną w Rosji i jej sojuszniku Białorusi. Ukraińsko-niebiesko-żółtymi flagami blokują drogę do polskiego przejścia granicznego z Białorusią i zatrzymują ciężarówki z rosyjskimi lub białoruskimi tablicami rejestracyjnymi. Mówią kierowcom o atakach sił rosyjskich na ludność cywilną na Ukrainie, ale kierowcy albo mówią, że nic o tym nie wiedzą, albo po prostu pilnują własnych spraw, jak informuje prywatny polski nadawca TNV24.
Atak Jaworowa wcześnie w niedzielę i szczekanie psów obudziło mieszkańców małej polskiej wsi Wielkie Oczy, nieco ponad dwa kilometry od Ukrainy. Ze swoich balkonów widzieli blask eksplozji i kłęby dymu.
Później gromadzili się na Mszy św. w miejscowym kościele rzymskokatolickim, aby podzielić się tym, co zobaczyli i szukać pocieszenia u sąsiadów.
Cała rodzina była „w szoku. Baliśmy się – powiedziała 56-letnia Lucyna Lesicka.
Zatroskanie wyraził ks. Józef Florek, proboszcz Kościoła Niepokalanego Poczęcia NMP. „Jeśli budzą nas dzwony, a nie eksplozje, jesteśmy bezpieczni. Nie jestem prorokiem, ale bomby spadły dziś niedaleko od nas, budząc nas”.
(Copyright (c) 2022 The Associated Press. Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy materiał nie może być publikowany, transmitowany, transkrybowany ani redystrybuowany.)