Najważniejsze wiadomości
Polski rząd mógłby próbować wykluczyć przeciwników z polityki
JAROSŁAW KACZYŃSKIlider polskiej partii rządzącej Prawo i Sprawiedliwość (PIS), nie jest facetem kochającym zabawę. W przeciwnym razie ponury ojciec chrzestny polskiej polityki mógłby rozkoszować się ironią uchwalenia ustawy, która rzekomo miała uwolnić kraj od rosyjskich wpływów, ale miała wyraźnie stalinowskie podteksty. Prawo wystarczy PIS pałka, którą z łatwością mógłby wykorzystać, by uderzyć lub zakazać swoich przeciwników, wchodzi w życie na kilka miesięcy przed wyborami, w których polscy wyborcy ocenią ośmioletnią kadencję jego partii.
Ustawa uchwalona przez prezydenta RP Andrzeja Dudę 29 maja przewiduje powołanie dziewięcioosobowej państwowej komisji do zbadania domniemanych rosyjskich operacji wpływów w latach 2007-2022. PIS Rzecznicy twierdzą, że nowy organ jest niezbędny do promowania przejrzystości i wzmocnienia kraju w czasach wzmożonych zagrożeń. „Uczciwi ludzie, którzy działali w interesie Polski, nie mają nic do ukrycia i nie mają się czego obawiać” – powiedział Duda.
Jednakże Komisja w żadnym wypadku nie będzie niezależna. Jego członkowie są wybierani przez parlament, zdominowany przez PIS, a jej szefem jest Mateusz Morawiecki, premier i wiceprezes partii. Panel będzie miał dostęp do najbardziej tajnych akt w Polsce. Jej obrady mogą odbywać się za zamkniętymi drzwiami, a jej członkowie są chronieni przed ściganiem. Prawna definicja „rosyjskiej ingerencji” jest niejasna. Mimo to komisja ma prawo uchylić każdą decyzję administracyjną, która według niej została podjęta pod takim wpływem, i zakazać pełnienia funkcji publicznych na okres do 10 lat każdej osobie, która według niej pomogła Rosji.
Wielu Polaków zdaje sobie sprawę z tego, jak takie uprawnienia mogłyby być realizowane. Ankieta opublikowana 29 maja wykazała, że 61% respondentów uważa, że nowe prawo jest „podstawową sztuczką mającą na celu zdyskredytowanie przeciwników politycznych”. Nie tylko Polacy się martwią. Zaledwie kilka godzin po uchwaleniu ustawy Departament Stanu USA wydał oświadczenie, w którym zaniepokoił się, że komisja „może zostać wykorzystana do zablokowania politykom opozycji kandydowania bez należytego procesu”. Komisja Europejska zgłosiła podobne obawy i zagroziła „natychmiastowym działaniem”. Polska została już ukarana wysokimi karami za inne naruszenia praworządności.
Zbliżające się wybory krajowe, które mają się odbyć między połową października a połową listopada, są przez wielu postrzegane jako najważniejszy sprawdzian polityczny, przed jakim stanęła Polska od upadku komunizmu w 1990 roku. Większość obserwatorów zakłada, że będzie blisko. Od objęcia władzy w 2015 r PIS zamienił nadawcę państwowego w organ propagandowy, przepełnił najwyższe sądy kraju i próbował przejąć cały system sądowniczy. Ale przyczynił się również do jednego z najsilniejszych w Europie historii wzrostu gospodarczego, a duma narodowa wzrosła, gdy Polacy zjednoczyli się za sąsiednią Ukrainą. A opozycja jest mocno rozdrobniona.
W przeszłości Kaczyński, który unika urzędów wykonawczych, ale za kulisami trzyma wodze w rządzie, określał prominentnych polityków opozycji mianem zdrajców i marionetek. Wydaje się, że żywi szczególną urazę do Donalda Tuska, który stoi na czele głównej partii opozycyjnej Platformy Obywatelskiej i był premierem w latach 2007-2014. Podczas tej kadencji brat pana Kaczyńskiego, ówczesnego prezydenta Polski, zginął wraz z 95 innymi osobami w katastrofie lotniczej pod rosyjskim miastem Smoleńsk. Przez ponad dekadę pan Kaczyński i wielu jego kolegów PIS Politycy wysunęli zdyskredytowaną teorię spiskową, że za katastrofą stoi Rosja. Co gorsza, oskarżają Tuska o współudział w tuszowaniu. Być może dyskwalifikacja jego przeciwnika wywoła rzadki uśmiech na twarzy pana Kaczyńskiego. Ale paraliż polskiej demokracji nie jest powodem do śmiechu. ■
„Zapalony odkrywca. Miłośnik piwa. Miłośnik bekonu. Fanatyk sieci. Przedsiębiorca. Pisarz”.