Connect with us

Gospodarka

Opinia | Powrót demokracji w Polsce

Published

on

Opinia |  Powrót demokracji w Polsce

POlandia ma długą tradycję przeciwstawiania się trendom politycznym. Kiedy jesienią 1989 roku w Niemczech upadł mur berliński, w Warszawie władzę sprawował już od trzech miesięcy niekomunistyczny premier. Ale Polska była także pierwszym krajem postkomunistycznym, który w 1995 r. w głosowaniu przywrócił komunistów do urzędów, kiedy poprzednia opozycja siała spustoszenie. W 2005 roku Polska stała się trzecim po Słowacji i Węgrzech krajem, który wybrał nacjonalistycznych populistów, ale zaledwie dwa lata później z oburzeniem odrzuciła ich w przedterminowych wyborach.

Następnie zwolnieni neopopuliści (w tym niektórzy byli komuniści) powrócili ponownie. Prawicowa partia Prawo i Sprawiedliwość (PiS) rządziła przez osiem długich lat, by w październiku tego roku przegrać wybory parlamentarne z centrowo-postępową koalicją.

Jak Polska przeciwstawiła się panującemu w Europie trendowi prawicowemu i przywróciła do władzy liberałów? I czy jego doświadczenie dostarcza przydatnych lekcji? PiS zatriumfował w 2015 roku, zdobywając zarówno parlament, jak i prezydenturę, po tym jak w kampanii stwierdził – co jest nieco nieprawdopodobne – że „kraj jest w ruinie”, a jednocześnie grozi mu inspirowana przez Unię Europejską inwazja nielegalnych imigrantów. W rzeczywistości członkostwo w UE ożywiło polską gospodarkę, a Bruksela chciała jedynie, aby Polska okazała solidarność z innymi państwami członkowskimi zmagającymi się z napływem migrantów. Jednak pod względem zamożności Polacy nadal pozostawali w tyle za średnią unijną (stąd oskarżenie o „ruiny”), co ich irytowało i osłabiało ich solidarność z innymi. Podłość może być czynnikiem politycznym. (Podzielona lewica również odegrała pewną rolę, podobnie jak zmęczenie po ośmiu latach liberalnych rządów.)

Nawet opozycja była zaskoczona własnym sukcesem.

Po dojściu do władzy prawicowa partia Prawo i Sprawiedliwość przeprowadziła kompleksowy i w dużej mierze skuteczny atak na niezależne media i wymiar sprawiedliwości. Brała także udział w poważnych programach redystrybucji społecznej, obniżyła wiek emerytalny i bardzo hojnie podwyższyła zasiłki na dzieci. Towarzyszyło temu masowe przejęcie kluczowych aktywów gospodarczych państwa przez jego kumpli i skorumpowane zamówienia publiczne: w czasie pandemii rozeszły się historie o niesprawnych respiratorach zakupionych po zawyżonych cenach od handlarza bronią znajdującego się na czarnej liście ONZ oraz o bezużytecznych maseczkach zakupionych w zalecenie ministra zdrowia narciarstwa trafiło na pierwsze strony gazet w kilku pozostałych niezależnych mediach. „Kradną – ale dzielą się” – głosiła zbiorowa opinia usatysfakcjonowanego elektoratu. PiS z łatwością wygrał pierwszą reelekcję parlamentarną w 2019 r. – choć jej prezydentowi Andrzejowi Dudzie ledwo udało się przetrwać kolejny rok.

A potem stare sztuczki nagle stały się przestarzałe. Seria skandalów pedofilskich w kościele ujawniła umyślną nieznajomość zbrodni przez zmarłego Jana Pawła II, a kampania PiS mająca na celu „obronę dobrego imienia Papieża Polaka” nie powiodła się. Aborcję skutecznie zakazano, co zadowoliło Kościół i konserwatystów – ale setki tysięcy wściekłych młodych ludzi protestowało na ulicach i zwróciło się przeciwko PiS. Militarystyczne bicie w pierś odegrało dobrą rolę w kraju dotkniętym traumą wojny na Ukrainie, ale zostało zdemaskowane jako oszustwo, gdy rosyjskie rakiety i białoruskie helikoptery przeleciały niezauważone w polskiej przestrzeni powietrznej. Solidarność z Ukraińcami – Polacy przyjęli dwa miliony ludzi i zakwaterowali ich głównie w ciasnych mieszkaniach – została zaprzepaszczona, gdy rząd nazwał Kijów „niewdzięcznym” i zagroził zmniejszeniem poparcia z błahych powodów politycznych. A trwająca antyimigrancka histeria wymierzona w imigrantów spoza Europy eksplodowała na oczach rządu, gdy wyszło na jaw, że urzędnicy Departamentu Stanu nielegalnie sprzedali tysiące polskich wiz – od New Delhi po Kampalę. Dodajmy do tego dwucyfrową inflację i widać, że rząd jest wyczerpany.

Mimo to jego upadek był spektakularny. Przy frekwencji wyborczej wynoszącej 74 proc., najwyższej w historii Polski, opozycyjna koalicja liberałów, konserwatystów katolickich, rolników i lewicowców zdobyła zdecydowaną większość mandatów w parlamencie i dwie trzecie w Senacie, choć PiS zwyciężył z 36 proc. mandatów Większość otrzymała głosy i pozostaje najsilniejszą partią. Nadal kontroluje prezydenturę, Bank Narodowy i – z naruszeniem konstytucji – Sąd Najwyższy i Trybunał Konstytucyjny oraz państwowe media telewizyjne. Instytucje te mogą skutecznie blokować reformy nowego rządu, a to może się źle skończyć w przypadku elektoratu domagającego się szybkich i radykalnych zmian.

Ostatecznie nawet koalicja opozycyjna była nieco zaskoczona własnym sukcesem. Teraz musi pokazać, że podobnie jak wtedy, gdy obalił komunizm w 1989 r., może znaleźć wspólną płaszczyznę porozumienia, przywracając rządowi odpowiedzialność, praworządność i podstawową przyzwoitość. UE, która otwarcie postrzegała PiS jako „wroga”, odczuje ulgę, gdy kraj wróci na właściwe tory i uwolni środki zamrożone w wyniku konfliktu w związku z rzekomymi naruszeniami unijnych standardów praworządności. Waszyngton będzie także zadowolony z powrotu Warszawy na konsekwentnie proukraiński kurs i jest nawet nadzieja na zakończenie konfliktów z Jerozolimą o historię polsko-żydowską. Oczywiście nadal pozostaje wiele do zrobienia. Ale Polska pokazała, że ​​jest na to gotowa.

READ  Partia rządząca w Polsce oskarża opozycję o sfałszowanie referendum – POLITICO

Konstanty Gebert jest dziennikarzem i autorem w Warszawie.

Zdjęcie wernisażu: Donald Tusk, przewodniczący Koalicji Obywatelskiej, Jarosław Kaczyński, przewodniczący PiS.

Continue Reading
Click to comment

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *