Gospodarka
Migranci na Białorusi zachęcają Europejczyków do pokazywania swoich wartości
Jednym z ulubionych refrenów prezydenta Joe Bidena jest stwierdzenie, że geopolityczna rywalizacja naszych czasów toczy się między „demokracją a autokracją”.
Właśnie taka walka toczy się teraz na granicy polsko-białoruskiej. Autokratyczny rząd Białorusi wie, co robi: zachęca tysiące imigrantów z Bliskiego Wschodu do przyjazdu do Polski.
Dlaczego to napisaliśmy
Na granicy białorusko-polskiej trwa rywalizacja prezydenta Bidena między „autokracją a demokracją”. Jednak bez planu migracji europejskie demokracje są bezbronne.
Ale powodem, dla którego jest to tak delikatne, jest fakt, że demokratyczna Europa to robi nie wie, co robi. Unii Europejskiej nie udało się dojść do porozumienia w sprawie humanitarnego i skutecznego sposobu odróżnienia uchodźców politycznych od imigrantów ekonomicznych. Tak więc odpowiedzią Polski, jako członka UE na pierwszej linii, jest po prostu rozwinięcie drutu kolczastego, wysłanie 15 000 żołnierzy i uniemożliwienie wejścia nikomu.
Jeśli prezydent Biden ma rację, to nie będzie to ostatni raz, kiedy kraje takie jak Białoruś i jej patronka Rosja próbują nękać swoich europejskich sąsiadów. Może to być kolejny bodziec dla demokracji do uzgodnienia sposobu wyrażania swoich wartości w stosunku do cudzoziemców będących uchodźcami.
Londyn
Prezydent USA Joe Biden tak często powtarzał, że stało się to niemal retorycznym refrenem: że definiująca współzawodnictwo geopolityczne naszych czasów to między „demokracją a autokracją”. I to właśnie wydaje się mieć miejsce w tym tygodniu w sercu Europy, na granicy białorusko-polskiej.
Z jednej strony wspierany przez Kreml dyktator Białorusi wykorzystuje tysiące coraz bardziej zdesperowanych uchodźców i migrantów z Bliskiego Wschodu jako broń polityczną przeciwko Unii Europejskiej.
Jednak w UE kryzys wywołał pytanie, czego jej demokratyczne wartości faktycznie wymagają od rządów, jeśli chodzi o przyjmowanie tych, którzy mogą lub nie mogą szukać schronienia w ich granicach.
Dlaczego to napisaliśmy
Na granicy białorusko-polskiej trwa rywalizacja prezydenta Bidena między „autokracją a demokracją”. Jednak bez planu migracji europejskie demokracje są bezbronne.
Państwa UE jednogłośnie sprzeciwiają się wyzwaniu ze strony Białorusi. Są wściekli, że ich prezydent Aleksander Łukaszenko świadomie złagodził wymogi wjazdowe dla uchodźców i migrantów z Iraku, Syrii i Jemenu i skierował ich na zachód, do granicy z państwem członkowskim UE – Polską.
Wydaje się, że jego celem jest wywarcie presji na Europejczykach, by znieśli sankcje, które nałożyli od czasu jego reelekcji w zeszłym roku, które obserwatorzy międzynarodowi uznali za sfałszowane, po czym nastąpiło stłumienie protestów ulicznych, które nastąpiły później.
Jeśli tak, ta próba się nie powiodła. Ministrowie spraw zagranicznych UE ogłosili w tym tygodniu plany dalszych sankcji, odrzucając to, co ich szef polityki zagranicznej Josep Borrell nazwał „instrumentalizacją migrantów do celów politycznych”.
Ale pod powierzchnią jedności UE przebiega linia podziału: między zachodnioeuropejskimi członkami założycielami Unii a niektórymi nowszymi członkami, takimi jak Polska, którzy kiedyś znajdowali się w orbicie sowieckiej, a teraz są samozwańczymi „nieliberalnymi demokracjami”. ”
Chociaż panowało jednomyślne porozumienie, że Łukaszenka powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności za to, co się stało, niektórzy politycy i eksperci w Europie Zachodniej skrytykowali polską reakcję: szeregi żołnierzy wzdłuż ogrodzenia z drutu kolczastego z rozkazami powstrzymania zdesperowanych migrantów przed Dziennikarze i inni obserwatorzy z zewnątrz zaczęli wchodzić na teren.
I podczas gdy Białoruś zachęca coraz bardziej zdesperowanych uchodźców i migrantów do przekraczania granicy, polskie wojska nie tylko stały mocno. We wtorek odpowiedzieli gazem łzawiącym i armatkami wodnymi.
Nikołaj Pietrow / BelTA / Reuters
Jednak przywódcy UE niechętnie publicznie krytykowali muskularne reakcje warszawskiego rządu. A to dlatego, że boją się ujawnić problem związany z wartościami i wyzwaniami politycznymi, których od lat unikają.
Pytanie brzmi, jak lub czy społeczność, która formalnie zobowiązała się do demokracji i praw człowieka, powinna reagować na ludzi, którzy szukają w Europie ochrony przed tym, co międzynarodowe prawo dotyczące uchodźców nazywa „uzasadnioną obawą przed prześladowaniami ze względu na rasę, religię”. „określa przynależność do określonej grupy społecznej lub poglądów politycznych” w ich krajach ojczystych. I jak odróżnić ich od migrantów zarobkowych w poszukiwaniu lepszego życia.
Sześć lat temu ogromny napływ migrantów i uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki, w sumie ponad milion, wystawił jedność UE na próbę. Kryzys osłabł, gdy kanclerz Angela Merkel podjęła polityczne ryzyko wywiezienia większości z nich do Niemiec.
Jednak próba wprowadzenia „systemu kwotowego”, w którym inne państwa pomogłyby w relokacji uchodźców, spotkała się z oporem, zwłaszcza na wschodnim krańcu UE.
A UE jako całość postanowiła zrobić wszystko, co możliwe, aby zapobiec dalszemu wzrostowi i związanym z nim problemom. Głównym filarem tej polityki było zapłacenie miliardów dolarów autokratycznemu przywódcy na jego południowej flance, tureckiemu prezydentowi Recepowi Tayyipowi Erdoğanowi, aby zaopiekował się migrantami i uchodźcami we własnym kraju, zamiast pozwolić im przenieść się do Europy.
Niezdolność UE do wypracowania polityki wobec uchodźców, a także szczególnie zaciekły opór Polski wobec wszelkiej imigracji z Bliskiego Wschodu naraziły Europę na wykorzystanie przez Łukaszenkę uchodźców jako broni politycznej w konfrontacji z UE.
I choć Rosja, niezastąpiony sojusznik i finansista Łukaszenki, twierdzi, że nie ma nic wspólnego z kryzysem granicznym, to Moskwa doskonale zdaje sobie również sprawę z trudności i podziałów w UE w tej kwestii. Rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow podkreślił w tym tygodniu w odniesieniu do umowy z Turcją, że Europejczycy po prostu zapłacą Łukaszence, a kryzys zniknie.
Ale Łukaszenka nie jest pierwszym, który wykorzystuje uchodźców jako dźwignię polityczną. W czasach napięć z UE czy USA sam prezydent Turcji wielokrotnie wskazywał, że należy ponownie otworzyć wrota dla uchodźców.
A prezydent Rosji Władimir Putin zastosował tę samą taktykę pięć lat temu, pozwalając ponad tysiącowi migrantów opuścić Rosję na granicy z Finlandią, dopóki Helsinki nie zniosą niektórych sankcji nałożonych na Rosję po aneksji Krymu od Ukrainy.
Prawdopodobnie nie będzie to ostatni taki przypadek walki „demokracja kontra autokracja”, na który zwrócił uwagę prezydent Biden. Może to być kolejna zachęta dla demokracji do uzgodnienia sposobu wyrażania swoich wartości wobec cudzoziemców będących uchodźcami.
„Piwny maniak. Odkrywca. Nieuleczalny rozwiązywacz problemów. Podróżujący ninja. Pionier zombie. Amatorski twórca. Oddany orędownik mediów społecznościowych.”