PRINCETON – Jeśli istnieje jedna metafora, która zdominowała społeczność międzynarodową w ciągu ostatniej dekady, jest nią „fala populistycznaMówi się nam, że kraj za krajem porzuca liberalną demokrację i zwraca się do autorytarnych przywódców i partii, które twierdzą, że przemawiają w imieniu narodu.
Znane są obecnie rzekome „czynniki napędowe” (lub to, co kiedyś bardziej elegancko nazywano przyczynami): imigracja, globalizacja, a zwłaszcza rzekome powstanie „nowej elity”, jak ocenia brytyjski politolog Matthew Goodwin „Luksusowa wiara” Świetnie. Według analityków takich jak Goodwin, ta zróżnicowana kulturowo grupa ma luksus bycia moralnie prawą i zajmowania stanowisk politycznych, które powodują, że ludzie pracujący ponoszą konsekwencje. Jej członkowie wyznają zarówno skrajnie liberalne wartości, jak i wysoki poziom nietolerancji wobec każdego, kto to robi nie podzielajcie tego – mianowicie tych, o których często protekcjonalnie nazywa się „zwykłych ludzi”.
Z tej perspektywy rzekoma fala populistyczna jest reakcją na wydarzenia, które wielu obywateli uważa za groźne lub co najmniej dziwne. Według profesorów takich jak Goodwin, który sympatyzuje z impulsem populistycznym, taka reakcja jest ogólnie zdrowa. A jednak niedawna porażka populistycznej, prawicowej partii rządzącej w Polsce pokazuje, że historia może być bardziej skomplikowana, niż sądzą eksperci. Tak naprawdę nowa, ważna książka amerykańskiego politologa Larry’ego M. Bartelsa w przekonujący sposób pokazuje, że cała koncepcja fali populistycznej była od początku błędna.
Aby kontynuować czytanie, zarejestruj się teraz.
Posiadasz już konto? Rejestracja