Właśnie wtedy, gdy myślałeś, że właśnie słyszałeś o ostatnim Brexicie, teraz jest perspektywa, że „Polexit” wejdzie do słownika, bo rząd Polski walczy z Unią Europejską o prymat prawa i czy jego prawo krajowe może być zastąpiony przez przyjęty w 27-państwowym bloku.
Kierowany przez populistyczną i konserwatywną partię Prawo i Sprawiedliwość (PiS), polski rząd forsował daleko idące reformy sądownictwa, które jego zdaniem są niezbędne do walki z korupcją. Zarówno Bruksela, jak i Warszawa spierały się o reformy, które zmieniły wybór sędziów.
Ponieważ niezależność sądownictwa jest podstawą kluczowych wartości bloku – w tym wolnych mediów i prawa do protestu, wstępowania do organizacji i innych wolnych wartości demokratycznych, które są warunkiem członkostwa – mówią Komisja Europejska i Parlament Europejski że reformy są sprzeczne z tymi zasadami.
Ale daty sądowe nie są jedynym spornym punktem. W styczniu surowe restrykcje w Polsce dotyczące aborcji zostały zniesione w styczniu, a wolność wypowiedzi dla zwykłych ludzi również została zaatakowana.
Spór o legalność prawa unijnego pojawił się po raz pierwszy w lutym 2020 r., kiedy Polska przyjęła nowe środki, które mają uniemożliwić sędziom kierowanie spraw do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Argument PiS polega na tym, że sposób działania sędziów i sądów nie ma nic wspólnego z UE – to ona decyduje o tym, co dzieje się w jej granicach.
Rola Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości
To prosty argument, który dobrze pasuje do zwolenników PiS – ale nic nie jest takie proste, jeśli chodzi o UE. Europejski Trybunał Sprawiedliwości (ETS) orzekł, że reformy są sprzeczne z wartościami UE oraz traktatem socjalno-demokratycznym, na który członkowie zgadzają się jako warunek członkostwa.
Rola ETS od dawna była szpilką po stronie brytyjskich anty-Europejczyków, którzy wciąż narzekają na jego uprawnienia, jeśli chodzi o wdrażanie umowy w sprawie brexitu i handel Irlandii Północnej z resztą Wielkiej Brytanii.
Sąd nakazał Warszawie zawiesić nowo powstałą procedurę dyscyplinarną, którą PiS ustanowił w celu dyscyplinowania lub uciszenia sędziów i prokuratorów za nieprzestrzeganie linii ich partii. Sędziemu grozi obecnie do trzech lat pozbawienia wolności z powodu zarzutów dyscyplinarnych za wywołanie gniewu rządu, co jest posunięciem bardzo niepodobnym do UE.
Irlandia i Holandia wstrzymały zwykłe ekstradycje do Polski, powołując się na załamanie rządów prawa i obawy, że podejrzanym nie będzie można zagwarantować sprawiedliwego i wolnego procesu.
Podobnie jak w Polsce, węgierski rząd za premiera Viktora Orbana unikał unijnego liberalizmu i krytykował Brukselę i innych członków UE za ingerowanie w ich sprawy narodowe. Warszawa i Budapeszt ograniczyły wolność słowa w instytucjach edukacyjnych trzeciego poziomu, rozprawiły się z liberalnymi think tankami i organizacjami oraz ograniczyły wolność mediów
Biorąc pod uwagę spór ideologiczny, który koncentruje się na wartościach i władzach UE nad suwerennością narodową, widmo polexitu nie wydaje się zbyt daleko idące.
Relacje między Brukselą a Polską
Jeśli cały rozdział dotyczący Brexitu pokazuje jedno, jest bardzo mało prawdopodobne, aby wyjście było bardzo mało prawdopodobne bez dalszego pogorszenia relacji Bruksela-Polska.
Badania wykazały, że zdecydowana większość Polaków opowiada się za pozostaniem w UE, a ostatni sondaż wskazuje, że poparcie Polexit wynosi zaledwie 17 proc. – więcej niż w poprzednich sondażach. Kiedy Polacy głosowali za przystąpieniem do UE w referendum w 2003 r., 74 proc. głosujących opowiedziało się za przystąpieniem do bloku.
Od tego czasu wsparcie to stale rosło dzięki korzyściom płynącym ze swobodnego przemieszczania się i trzeciej co do wielkości gospodarki na świecie z rynkiem liczącym około 500 milionów ludzi.
Polacy skorzystali z 127 miliardów euro unijnego dofinansowania, więcej niż jakikolwiek inny członek – pieniądze, które zmieniły ubogą polską infrastrukturę z czasów komunizmu poprzez budowę dróg, mostów, szkół, oczyszczalni ścieków i boisk piłkarskich. A od 2004 r. prawie 3 miliony Polaków przeniosło się na zachód w całej UE, podejmując wysoko płatną pracę, która umożliwiała im przelewanie gotówki z dowolnej wypłaty oraz modernizując domy i gospodarstwa dla pozostawionych rodzin.
Cały proces Brexitu pokazał, jak trudno jest oddzielić gospodarkę państwa członkowskiego od reszty rynku wewnętrznego UE. W przypadku Polski ta izolacja gospodarcza byłaby katastrofalna – tym bardziej, że kruche wyzwania po pandemii, przed którymi stoją wszystkie rządy.
Polski handel z UE
W przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii polscy producenci i producenci handlują obecnie prawie wyłącznie z UE, a około 80 proc. eksportu pozostaje z pozostałymi 26 krajami.
Około 60 procent importu pochodzi od innych członków bloku. Korzyści płynące z członkostwa w rynku wewnętrznym oraz swobodnego przepływu towarów, usług i osób przekształciły także polską gospodarkę. Kiedy wstąpił do bloku w 2004 r., średnia płaca Polaków wynosiła 40 proc. płacy pracowników UE i od tego czasu podwoiła się.
W światowych rankingach polska gospodarka zajmuje 22. miejsce – pozycja i siła, które byłyby zagrożone barierami handlowymi i cłami, które przyniósłby Polexit.
Ale być może największym problemem psychologicznym, z jakim musieliby się zmierzyć Polacy, gdyby zrobili to sami, byłoby właśnie to – zrobić to sami. Poza UE stałaby się kolejnym państwem środkowoeuropejskim pomiędzy strefami wpływów między Brukselą, Waszyngtonem i Kremlem.
W ciągu XX wieku Polska została rozczłonkowana i pochłonięta milionami dolegliwości przez wydarzenia między I wojną światową a końcem zimnej wojny. Polexit zagroziłby wzrostowi gospodarczemu, stabilności i tak, pokojowi – teraz Polacy dobrze się bawią. Wszystko inne to tylko zachowanie polityczne.