Świat
Chińczycy z zagranicy: zaniepokojeni, ostrożni i protestujący
Huanjie Li, lat 26, nigdy tak bardzo nie martwiła się o swoją rodzinę. I nigdy nie była bardziej zainteresowana dzieleniem się z nimi tym strachem.
Pani Li, która dorastała w północno-wschodnich Chinach i przeprowadziła się do Queens ponad sześć lat temu, nie rozmawiała ze swoimi zamorskimi krewnymi od czasu rozpoczęcia powszechnych demonstracji.
„Nie chcę, aby zostali przypadkowo oznaczeni jako obcokrajowcy próbujący rozmawiać o bezpieczeństwie narodowym Chin” – powiedziała Li.
Jak największe protesty Od czasu zamieszek na placu Tiananmen w 1989 r., które przetoczyły się przez Chiny, Chińczycy w Nowym Jorku i szersza diaspora obserwują i czekają.
Troska jest na pierwszym miejscu. Obawiają się, że po powrocie lockdownu ich rodziny znów nie będą miały co jeść. Czekają, aż przyjaciele ponownie pojawią się w Internecie po uczestnictwie w demonstracjach. Próbują komunikować się i omijać algorytmy cenzury w chińskich mediach społecznościowych.
Ale nie mogą otwarcie dzielić się swoimi obawami z ludźmi, których kochają w Chinach, nie mówiąc już o rozmowach o protestach. Nawet jeśli krajowi cenzorzy internetowi są walczyć o opanowanie Mówią, że fala niezadowolenia w sieci jest zbyt ryzykowna.
„Po prostu mówimy:„ Bądź ostrożny ”lub„ Czy masz dość jedzenia? ”- powiedziała pani Li.„Po prostu to powtarzamy. Nie wiem, czy rozumieją, co próbuję powiedzieć”.
Na początku pandemii starała się podzielić z rodziną informacjami o blokadach. Szybko przerwali czat grupowy. Myśli, że się przestraszyli. Teraz nie komunikują się już zbyt często.
„Może to budzić obawy dotyczące bezpieczeństwa, jeśli czat wycieknie lub zostanie zbadany przez służby bezpieczeństwa narodowego” – powiedziała. „Nie ma nikogo, kto by nam przeszkadzał. Ale ten strach jest głęboko zakorzeniony w naszym codziennym życiu”.
Zrozumieć protesty w Chinach
Protesty w Chinach rozpoczęły się po śmiertelnym zamachu Pożar w kamienicy w daleko zachodnim mieście Urumczi, stolicy regionu Xinjiang, tragedia, która ma wiele wspólnego z blokadami Covid. Protestujący wzywają rząd do złagodzenia nieugiętej polityki „zero Covid”. Niektórzy podjęli odważniejszy krok, rzucając bardziej bezpośrednie wyzwanie coraz bardziej autorytarnemu rządowi i wzywając Xi Jinpinga, najwyższego przywódcę, do rezygnacji.
W ostatnich dniach w całym Nowym Jorku mieszkańcy powiązani z Chinami mówili, że cenzura potęguje wyjątkową złożoność mowy między pokoleniami. Niektórzy mówili, że ich rodzice byli na placu Tiananmen, ale teraz nie wiedzieli nic o ich polityce.
„Mówimy o reżimie totalitarnym” – powiedział dr Vincent Gao. Urodzona w Chinach studentka języka włoskiego na Uniwersytecie Yale. „Nawet tak naprawdę nie wiesz, co twoi rodzice myślą na określony temat. Nie wiadomo, czy rzeczywiście zaangażowali się w propagandę reżimu”.
Powiedział, że nie warto się kłócić, mieszkają tak daleko od siebie. Poza tym prowadzenie otwartej rozmowy i tak nie byłoby bezpieczne. Zamiast tego zadaje proste pytania: Czy wszystko w porządku? Czy w domu jest jedzenie? Jak twoje zdrowie?
„Nie zamierzam pytać moich rodziców: co sądzicie o„ zerowym Covid ”? Co sądzisz o zamknięciu? Co sądzisz o Xi Jinpingu?”, powiedział pan Gao. – Narazisz ich na nadmierne ryzyko. co powiedzą?”
Zamiast tego zwolennicy protestujących w Chinach biorą udział w demonstracjach solidarnościowych. W Nowym Jorku około 1000 osób zebrało się wczoraj wieczorem przed chińskim konsulatem. Czasami tłum prosił pana Xi o ustąpienie.
„To ciągły przypływ gniewu” – powiedział pan Gao, który był obecny na demonstracji. „To desperacja z powodu tego, co stanie się z moim krajem, z ludźmi, których kocham, z krajem, który kocham”.
Zgromadzili się też demonstranci inne chińskie konsulaty i ambasady na całym świecie, z Londynu do Toronto, z Los Angeles do Hong Kongu. Wielu trzymało puste notatkijak protestujący w Chinach, jako symbol cenzury.
Dla Ujgurów w diasporze protesty przeciwko chińskiemu rządowi nie są niczym nowym. Chiny są w więzieniu od 2017 roku setki tysięcy ludzi w obozach przetrzymywania wymierzonych w mniejszości muzułmańskie. Aktywiści ujgurscy spoza Chin wypowiadali się przeciwko aresztowaniom, które według ONZ mogą być ich celem zbrodnie przeciwko ludzkości. Ostatnio Ujgurzy próbowali zwrócić uwagę na długie przetrzymywanie ludzi w regionie Xinjiang: znaczna część regionu była zamknięta przez ponad 100 dni przed pożarem w Urumczi.
24-letni Ankar Ujgur urodził się w Urumczi i mieszkał tam do 7 roku życia. Uciekł do Stanów Zjednoczonych wraz z najbliższą rodziną w 2006 roku, ale reszta jego rodziny nadal mieszka w Sinciangu.
Powiedział, że jego rodzinie grożono. Dziwni mężczyźni wideo rozmawiali z matką z domu jego dziadków. Zakłada, że ma rodzinę w obozach, powiedział, ale komunikacja jest tak trudna, że nie ma pewności.
Ale pan Ujgur powiedział, że był również zdumiony reakcją otaczających go Chińczyków. Powiedział, że blokady stworzyły bezprecedensową jedność. Po raz pierwszy razem z nim opłakują śmierć ludzi w Sinciangu.
„Nawet chińscy obywatele zaczynają zabierać głos” – powiedział. „Właśnie dlatego tym razem jest tak inaczej. Nie tylko ja protestuję. Tu nie chodzi tylko o mnie i moich ludzi – chodzi o wszystkich mieszkańców Chin”.
Od początku protestów niewielu w diasporze spało spokojnie. Wielu opisywało niespokojne sny. Niektóre były konkretne: obawy, że protesty były pułapką Komunistycznej Partii Chin.
Student architektury, który dorastał w prowincji Guandong, nie był w Chinach od trzech lat. (Prosiła, by zidentyfikować ją wyłącznie na podstawie nazwiska: Liu. Bała się, że członkowie jej rodziny mogliby to zrobić w obliczu represji jeśli atak się nasili).
„Było 10 dni obowiązkowej kwarantanny, a ja miałam tylko 20 dni wolnego” – powiedziała 26-letnia Liu ze łzami w oczach. Przyjeżdżała raz w roku, zimą. Ale ona po prostu nie może zająć tyle czasu, powiedziała.
Poczucie winy jest również wszechobecne. Wielu Chińczyków w Stanach Zjednoczonych otrzymało zachodnie szczepionki skuteczniejsze niż domowe zastrzyki z Chin. Nie muszą codziennie przechodzić bolesnych testów Covid ani, co gorsza, spędzać miesięcy w pomieszczeniach.
„To jak poczucie winy ocalałego” – powiedział Tiger, artysta z Szanghaju, który poprosił o niepublikowanie jego nazwiska.
„Ludzie, których znam w Szanghaju, muszą przejść przez blokady” – powiedział 38-letni Tiger. „Ja nie. Czuję, że od tego uciekam. Ale czy ja? Czy nie jestem wystarczająco odważny?”
Kiedy Szanghaj został zamknięty w kwietniu, jego rodzice odwiedzili go w Nowym Jorku. Zamiast znosić duszne miesiące zamknięcia z 25 milionami innych mieszkańców Szanghaju, spędzili razem wiosnę, odczuwając ulgę, że mogą swobodnie wędrować.
Kilka tygodni temu, gdy liczba przypadków wzrosła, a Chiny ponownie zaczęły wprowadzać blokady, poczuł mdłości z niepokoju. Jego rodzice są z powrotem w Szanghaju. Jesteś po sześćdziesiątce. Masz wysokie ciśnienie krwi. Codziennie potrzebujesz lekarstwa.
Potem, gdy obserwował protesty wypełniające dzielnicę, w której dorastał, obudził się ponownie i zaczął się martwić. To ekscytujące, ale kto zaopiekowałby się rodzicami, gdyby coś się stało?
„Nie wiesz, co stanie się jutro, zwłaszcza po tych wszystkich protestach” – powiedział. „Jutro możesz mieć blokadę. Mogą być gorsze rzeczy niż blokada. Po prostu nie wiemy.
„Organizator. Entuzjasta podróży. Rozwiązuje problemy. Miłośnik muzyki. Oddany uczony kulinarny. Nieuleczalny fan internetu. Zwolennik popkultury.”