Nauka
Błękit dalekiego dystansu – Magazyn dla niewidomych
W rozmowie na Byron Writers Festival w Australii pisarka Sarah Sentiles powiedziała dziennikarzowi Margaret Throsby następujące słowa: Kiedy ludzie dowiadują się, że porzuciłem chrześcijaństwo, zazwyczaj ludzie wiary, mają tendencję do pytania: „Czy nie czujesz braku czegoś większego niż ty? I często mówię: „Czy kiedykolwiek wychodziłeś w nocy i patrzyłeś w niebo?”
Dorastałem między dwiema rzeczywistościami, które nie mogłyby być bardziej radykalnie różne: regionem górnictwa węgla ciężkiego na Śląsku w południowo-zachodniej Polsce i odludną wioską na farmie mojej babci na wschodzie. Co kilka miesięcy rodzice wywozili mnie z rodzinnego miasta na wschodnią wieś i od razu chorowałam na kilka dni, co nikogo nie dziwiło. „Twoje płuca są tak przyzwyczajone do zanieczyszczonego śląskiego powietrza, że szokuje je czyste wiejskie powietrze” – mawiała moja mama.
We wsi był sklep, który otwierał się o świcie, gdy właściciel był w nastroju, i drugi, nieco dalej, który służył jako lokalny bar. W krajobrazie dominował kościół z przesadnie dużą wieżą, małą szkołą i zaniedbanym przystankiem autobusowym, ale nie pamiętam, żebym tam przyjeżdżał.
Tam, gdzie mieszkała moja babcia, niebo było najczystsze w Polsce i prawdopodobnie w Europie. Z dala od jakiegokolwiek miasta, bez latarni, wioska była wolna od jakiegokolwiek zanieczyszczenia światłem, stając się cudownie ciemna w chwili, gdy słońce zniknęło za horyzontem.
Czasami wychodziliśmy z babcią późnym wieczorem, tuż po zachodzie słońca, i szliśmy żwirową drogą, patrząc w górę, z wygiętymi szyjami. Spacer był krótki, moja babcia uparła się, że pójdzie tylko nad rzekę blisko miejsca, z którego mogła jeszcze zobaczyć dom. Stamtąd zobaczylibyśmy Drogę Mleczną, niezliczone spadające gwiazdy, planety, których nazw nie znaliśmy, satelity, które pomylilibyśmy z samolotami i samoloty, które pomylilibyśmy z spadającymi gwiazdami. Pamiętam, że czułam się malutka i nieistotna, ale związana z czymś ogromnym i nieograniczonym, w przeciwieństwie do małej, nieważnej wioski, którą zamieszkiwaliśmy.
Są to wspomnienia, które powracają do mnie żywo, gdy wybieram się na wieczorny spacer po moim nowym rodzinnym mieście Hadze na południu Holandii. Idę brzegiem morza i, jak przed laty z moją babcią, patrzę w górę, ale tym razem prawie nic nie widzę.
Czasami, gdy niebo jest czyste, widzę słabą gwiazdę, ale częściej widzę krążące nad głową satelity SpaceX Elona Muska.
Tak zaczął się mój projekt zatytułowany „The Blue of Distance”: od zanieczyszczenia światłem i niemożności zobaczenia na nocnym niebie niczego, co pamiętam z dzieciństwa.
Ten brak gwiaździstych nocy sprawił, że chciałem zrozumieć, jak obserwowanie gwiazd wpłynęło na połączenie mojej babci i mnie z Wszechświatem w tym czasie. Chciałem wiedzieć, czy obserwowanie gwiazd może służyć jako delikatne narzędzie emancypacji dla nękającej rzeczywistości, miejsce, do którego można uciec, miejsce do zapamiętania połączenia, miejsce do zapamiętania wspólnego przodka.
Ale zakładając, że fotografia zaczyna się od obserwowania czegoś w rzeczywistości, jak mógłbym stworzyć fotografię czegoś, czego nie ma, co jest niewidzialne? Odwiedziłem ręcznie wykonane planetarium Eise Eisinga, najstarsze planetarium, jakie kiedykolwiek powstało. Mistyczny wszechświat, który Eisinga stworzył w swoim salonie, pojedynczym pokoju, w którym mieszkał z żoną i dziećmi.
Od wizyty w jednym ręcznie robionym planetarium dowiedziałem się o innym i innym, a skończyło się na odwiedzeniu wszystkich ręcznie robionych planetariów w Holandii. Część zbudowano w salonach, część w muzeach, jedną w stodole obok folwarku. Ręcznie robione planetaria, zwykle tworzone przez mężczyzn w średnim wieku lub nieco starszych, zawsze wspaniałe i misternie zaprojektowane, wydały mi się cudowną metaforą wszechświata zamkniętego, wszechświata skonstruowanego na własnych warunkach, wszechświata, który jest dostępny. o każdej porze dnia i nocy bunt przeciwko niebu zanieczyszczonemu światłem.
Ale nadal nie przypominały nocnego nieba, które pamiętam z dzieciństwa, wszystkie były ograniczone i zabawkowe, mechaniczne i sterowalne. „To tylko sufity” – powiedział jeden z moich mentorów, pokazując mu zdjęcia, które zrobiłem.
Myślę, że miał rację, a jednocześnie nie mógł się bardziej mylić. Zwiedzając planetaria, moją uwagę przykuło coś jeszcze: wszystkie były replikami, ludzkimi pojemnikami na coś wielkiego, nieograniczonego i nieuchwytnego – podobnie jak sama fotografia. Zdałem sobie sprawę, że tworząc swoje obrazy, malując białe kropki na bezgwiezdnych nocnych negatywach, tworzę również wszechświat, który jest zawarty, skonstruowany na moich własnych warunkach, skonstruowany jako narzędzie do zagubienia się, do marzenia, podczas gdy w rzeczywistości bez gwiazdek.
W „Błękicie dalekiej odległości” wyciąłem zadymione i zanieczyszczone nocne niebo mojego przemysłowego miasta i zamieniłem je na fikcyjny wszechświat stworzony za pomocą cyjanotypii. Maluję białe kropki tam, gdzie nie było widać gwiazd, maluję kiepskie repliki Drogi Mlecznej, których nie widziałem od dziesięcioleci, przeplatając wszechświaty, które tworzę ze zdjęciami, które zrobiłem, wszechświatów zbudowanych przez innych, formułując miejsce, które nie nie istnieje, ale może mógłby.
Myślę, że w głębi duszy mam nadzieję odtworzyć uczucie, jakie miałem, gdy byłem na małym, starym moście obok mojej babci, gdy oboje patrzyliśmy na coś, co było nieograniczone, tak odległe i wciąż nasze w tym momencie. Kiedy wracam do tego wspomnienia, zadaję sobie pytanie, dlaczego ona już nie chodzi? Czy była to granica, którą sama sobie wyznaczyła, krótka smycz, która pozwalała jej przejść tylko tak daleko, jak tylko mogła, by jeszcze zobaczyć dom?
Czy to ciemność nie wydawała się zachęcająca i bezpieczna dla kobiety z dzieckiem? A może nie trzeba było iść dalej, kiedy wystarczyło spojrzeć w górę i zobaczyć wszechświat starszy i większy niż wszystko, czego kiedykolwiek byliśmy świadkami.
„Piwny maniak. Odkrywca. Nieuleczalny rozwiązywacz problemów. Podróżujący ninja. Pionier zombie. Amatorski twórca. Oddany orędownik mediów społecznościowych.”