Zabawa
„Zielona Granica” daje głos doświadczeniom uchodźców w Polsce
Jalal Altawil (z prawej) i Talia Ajjan w „Zielonej granicy”. (Agata Kubis/Kino Lorber/TNS)
Wielokrotnie nagradzany film polskiej reżyserki Agnieszki Holland „Zielona granica”, którego premiera odbyła się w piątek w Coolidge Corner Theatre, oferuje wszechstronne i wnikliwe spojrzenie na kryzys imigracyjny, który wybuchł na granicy Polski z Białorusią, sojusznikiem Rosji.
Dwukrotnie nominowany do Oscara twórca filmowy w czerni i bieli rozważa różne elementy oddziałujące na uchodźców – z konsekwencjami życia i śmierci w tak zwanej strefie wykluczenia, gdzie ci suplikanci są pionkami.
Holland dzieli film na rozdziały, zaczynając od „Europy października 2021 r.”, a kończąc na samolocie. Śledzimy losy zdeterminowanej samotnej Afganki, która wyrusza w podróż samotnie, wielopokoleniowej rodziny syryjskiej z dziadkiem i trójką dzieci. Później widzimy strażnika granicznego zniesmaczonego brutalnością i śmiercią, której musi być świadkiem, podczas gdy jego ciężarna żona czeka na poród. Jest też miejscowa Polka, która czuje potrzebę aktywizmu, aby pomóc bezbronnym uchodźcom z Bliskiego Wschodu i Afryki. Za swoje wysiłki zostaje aresztowana, rozebrana do naga i sfotografowana jako przestępczyni.
„Zdecydowałem się nakręcić ten film kilka miesięcy po rozpoczęciu kryzysu na polskich granicach” – zaczął po angielsku 75-letni Holland w rozmowie telefonicznej. „I zdałem sobie sprawę, dokąd to zmierza. Jednocześnie polski rząd podjął decyzję o odcięciu obszaru wokół granicy i odmowie dostępu mediom – a także organizacjom pozarządowym, medycznym i działaczom.
„Więc praktycznie niemożliwe było uczciwe udokumentowanie tego, co się działo w filmie dokumentalnym. Zacząłem myśleć, że to jest ten moment, żeby stworzyć fikcję odwzorowującą rzeczywistość i pokazującą coś, co się dzieje.
„Ale odtwarzamy sytuacje i staramy się dać ludziom, którzy są częścią tej sytuacji, ich głos i twarz oraz dać im przestrzeń, abyśmy mogli zrozumieć decyzje, przed którymi stoją. Lub gdy nie mają wyboru.
Zdaniem Hollanda, jako że „Zielona granica” jest produkcją niezależną, nie było nic złego w nakręceniu filmu w czerni i bieli.
Powiedziała, że była to świadoma decyzja, ponieważ „chciałam nawiązać do filmu dokumentalnego, a także do historii. Do filmów z czasów II wojny światowej.”
„W tej sytuacji na granicy stało się to dla wielu osób bardzo istotne. Mówili mi: „Och, jak podczas Holokaustu” albo „Dokładnie tak mi mówiła moja babcia”.
„A także część zdjęć wróciła. I trochę nawyków mundurowych. Mężczyzna zawsze był miłym facetem, a tu nagle wrzeszczą i rzucają dziecko przez płot z drutu kolczastego. Więc tak, chciałem jednocześnie dokumentalnej surowości i metaforyczności.
Premiera „Green Border” odbędzie się w piątek w Coolidge Theatre
Typowy awanturnik. Zły odkrywca. Przyjazny myśliciel. Introwertyk.