Gospodarka
Autokraci nie boją się już rynków – i to powinno nas wszystkich martwić
A jednak oto zaskakujący punkt. Pewnie, że jest trochę bólu. Ceny będą nadal rosły, a część importu stanie się deficytowa. A jednak Erdoğan wciąż jest u władzy. Wyszedł na wojnę z rynkami na swoich warunkach – i wygrał.
Nie jest sam. Peso argentyńskie, dawny cel walutowy, spadł w tym roku o 16 procent, a mimo to prezydent Alberto Fernández pozostaje u władzy. Chilijskie peso spadło o 12 procent, ale niewiele jest dowodów na to, że spadek wiązał się z realnymi kosztami politycznymi, chociaż może się to zmienić w przyszłomiesięcznych wyborach.
Inwestorzy mogą być zdenerwowani sporem Polski z UE, czyniąc z Polski piątą najgorszą walutę rynków wschodzących na świecie, ale nic nie wskazuje na to, żeby komukolwiek w Warszawie obchodziło to, ani nikt w Moskwie nie będzie tak zaniepokojony jak oni Rynki mogłyby reagować na jego agresywność wzdłuż granicy z Ukrainą. To, co robią rynki, nie ma znaczenia.
To ogromna zmiana. Pokolenie temu nawet duże kraje rozwinięte, takie jak Wielka Brytania, żyły w strachu, że rynki zwrócą się przeciwko nim.
W rządach Harolda Wilsona w latach 60., nękanych kryzysami walutowymi, „gnomy zuryskie”, slangowe dla handlarzy walutami, były potępiane, ale ostatecznie przestrzegane, podczas gdy w latach 90. legendarni spekulanci, tacy jak George Soros, byli w stanie z dnia na dzień obalić całe systemy walutowe, używając ich pieniądze przenoszą się z jednego miejsca do drugiego.
Ocena światowych rynków kapitałowych zawsze była ostateczna. Tracisz ich wsparcie i jesteś toastem.
Zmieniło się to z dwóch powodów. Po pierwsze, na całym świecie jest tak dużo wydrukowanej gotówki, że kraje są o wiele łatwiejsze do przetrwania niż kiedyś. Rezerwa Federalna drukowała dolary na niespotykaną dotąd skalę. Europejski Bank Centralny co miesiąc bije miliardy w euro. Od ponad dekady stopy procentowe są utrzymywane w pobliżu zera.
Gdyby doszło do nagłego wyczerpania płynności, szefowie państw, tacy jak prezydent Erdoğan, znaleźliby się nagle w poważnych tarapatach, ponieważ nie mogliby zapłacić za import paliwa lub leków. Mając tak dużo gotówki, może skądś dostać potrzebne mu dolary lub euro. Po drugie, oparte na dolarach zachodnie rynki kapitałowe nie są już jedynym źródłem pieniędzy. Erdoğan zawarł ogromne transakcje wymiany walut z Chinami.
Chiny są już jej największym partnerem handlowym, a Turcja jest ważną częścią jej sieci handlowej Pasa i Drogi. Turcja została praktycznie opisana jako chińskie „państwo-klient” i jest to dokładne przedstawienie. Krótko mówiąc, każdy, kto ma mało dolarów, może zamiast tego spróbować renminbi. To robi dużą różnicę.
Dodaj to, a dealerzy nikogo nie przestraszą. To się liczy. W rzeczywistości rynki finansowe, czy to spekulanci walutowi, grupy straży obywatelskiej, czy po prostu międzynarodowi inwestorzy, zapewniały bardzo potrzebną dyscyplinę.
Z definicji autokraci w krajach rozwijających się, bez względu na to, czy są formalnie dyktatorami, czy też przewodzą sfałszowanym demokracjom z poważnie ograniczonymi wolnościami, mają bardzo małą kontrolę nad swoją władzą. Mogą robić, co chcą, nie martwiąc się o parlament, opozycję, sędziów czy prasę.
Rynki były jednym z niewielu sposobów na przejęcie nad nimi kontroli. Czasami można je było nawet odepchnąć. To zagrożenie zniknęło, osłabione zbyt dużą ilością łatwych pieniędzy na zachodzie i rosnącą potęgą Chin na wschodzie.
Jeśli widzimy spadek tureckiej liry, zakładamy, że reżim Erdoğana jest w tarapatach. Ale to już nieprawda. Wynik? Świat będzie znacznie mniej stabilny, az czasem znacznie bardziej niebezpieczny – o ile każdy pewny siebie autokrata będzie mógł bezkarnie przeciwstawiać się rynkom.
„Piwny maniak. Odkrywca. Nieuleczalny rozwiązywacz problemów. Podróżujący ninja. Pionier zombie. Amatorski twórca. Oddany orędownik mediów społecznościowych.”